czwartek, 2 marca 2017

Ulubieńcy z Inglota - co warto kupić?

Pamiętacie swój pierwszy w życiu "prawdziwy" kosmetyk do makijażu? W moim przypadku przygoda z tzw. kolorówką zaczęła się od firmy Inglot, a pierwszym kosmetykiem, który kupiłam za "swoje pieniądze" - czyli kieszonkowe od rodziców, był cień do powiek. Moje pojęcie o makijażu w tamtym okresie (późne gimnazjum) pozostawiało wiele do życzenia, a i gama kolorystyczna dostępnych wówczas (czyli jakieś 15 lat temu) produktów była jeszcze dość skromna, więc wybór padł na niezbyt twarzowy (zwłaszcza dla 13-14-latki) ciemny grafit ;). Od tamtego czasu firma Inglot stała się właściwie polskim kosmetycznym imperium, a ja mam dla Was dzisiaj moich ulubieńców spod szyldu tej przemyskiej marki.

Choć moja makijażowa przygoda rozpoczęła się od marki Inglot, to przez długi czas miałam swego rodzaju przerwę od ich kosmetyków. Około rok temu poddałam się jednak niesłabnącej fali popularności Inglota i po dokładnym obadaniu ich oferty skusiłam się na kilka produktów, które praktycznie od razu wkroczyły na listę ulubieńców. Kosmetyki o których opowiem Wam dzisiaj, a bez których aktualnie nie potrafiłabym się obejść to cielista kredka do linii wodnej Inglot - Kohl Pencil - 05, osławiony wielofunkcyjny płyn utrwalający Inglot - Duraline oraz sypkie cienie do powiek Inglot - AMC - 85 i 119.



Inglot - Kohl Pencil - Konturówka do powiek - 05
Choć według nazwy nadanej przez producenta jest to konturówka do powiek, u mnie z powodzeniem sprawdza się jako typowa cielista kredka do linii wodnej. Kredka ta jest fantastycznie mięciutka, dzięki czemu malowanie w tak delikatnym miejscu jak linia wodna jest dziecinnie proste - tym bardziej że jej pigmentacja jest bardzo intensywna i nie wymaga wielokrotnych poprawek, aby uzyskać pożądany efekt. Cielisty odcień nie jest tak "agresywny" jak biel, którą preferuje w tym miejscu wiele osób - ja zdecydowanie wolę nieco delikatniejszy efekt, który można uzyskać z kolorem o numerze 05, choć nie wykluczam nabycia tego produktu także w wersji białej (numer 06). Kredka nie podrażnia w żaden sposób moich oczu, które ostatnio przejawiają tendencje do nadmiernej wrażliwości. Nie wpływa także na komfort noszenia soczewek kontaktowych. Właściwie jedynym jej minusem jest dość trudne temperowanie, ze względu na bardzo twarde tworzywo otaczające rysik kredki.
Cena tego produktu jest dość wysoka jak na kredkę (choć łagodzi ją świetna wydajność) - kosztuje ona 35zł, jednak dla mnie jest sprawdzonym i zaufanym produktem, więc zadbam o to by nie zabrakło jej w mojej kosmetycznej kolekcji.



Inglot - Duraline
Produkt o zastosowaniu tak szerokim, że nie sposób znaleźć dla niego jednej nazwy opisującej jego działanie. Duraline to jednocześnie utrwalacz, rozcieńczalnik jak i podbijacz pigmentacji kosmetyków kolorowych. Dzięki temu maluszkowi z wygodnym kroplomierzem można zwiększyć trwałość i pigmentację cieni do powiek, podbić ich metaliczny efekt, stworzyć z cienia wodoodporny eyeliner, a także dać drugie życie zaschniętemu eyelinerowi żelowemu. Właściwie sama nie wiem co powstrzymywało mnie przed jego zakupem już całe wieki wcześniej - to był błąd, bo jest to must have każdej makijażowej pasjonatki. Występuje w cenie 26zł i przy przeciętnie częstym stosowaniu wystarczy na całe wieki. Z tym produktem również nie zamierzam się już rozstawać i na pewno będę się w niego regularnie zaopatrywać.


Inglot - AMC - Sypki cień do powiek - 85 i 119
Sypkie cienie do powiek nazywane również pigmentami, to kolejny fantastyczny produkt ze stajni Inglota. Posiadam je na razie jedynie w dwóch odcieniach, ale z pewnością pojawią się u mnie kolejne, bo te zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Odcień 85 to przepiękny mieniący się, wielowymiarowy kameleonek przechodzący z rudego brązu w piękny zielono-turkusowo-seledynowy odcień - przecudny i dokładnie taki jakiego od długiego czasu poszukiwałam jako zamiennika pigmentu MAC - Blue Brown (zanim przeprowadziłam się do Krakowa zakupy w MAC pozostawały w sferze niedostępnej). Z kolei 119 to cudnie migoczący "rose gold" - nie umiem znaleźć dla niego lepszego określenia ;). Obydwa kolory przepięknie prezentują się na powiekach i przyciągają uwagę. Oczywiście - jak to przy sypkich pigmentach bywa, wymagają starannej aplikacji, bo łatwo się osypują, dlatego polecam przy ich stosowaniu technikę odwróconą - najpierw makijaż oczu, później twarzy. Cena pojedynczego pigmentu to 33zł i obiecuję, że są warte każdej złotówki, tym bardziej, że wykończenie dwugramowego opakowania zajmie chyba kilka lat ;).




Przy okazji swatchy kolorów pigmentów postanowiłam zaprezentować Wam także w akcji Duraline - różnica jest bardzo widoczna - kolory są ewidentnie podbite, pojawia się nawet lekko metaliczny efekt - dla mnie cudo!


Jestem bardzo ciekawa czy miałyście do czynienia z tym produktami z Inglota, a przede wszystkim - co polecacie z tej firmy? Bardzo chętnie poszerzę swoją kolekcję kosmetyczną o rekomendowane przez Was produkty - asortyment jest tak szeroki, że łatwiej będzie mi poszukiwać nowych perełek jeśli podrzucicie mi jakieś propozycje w komentarzach :D.

16 komentarzy:

  1. O Duraline słyszałam bardzo dużo dobrego, ale jakoś ciągle nam nie po drodze ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno nie miałam nic z Inglota.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę w końcu kupić Duraline :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam Duraline i pigmenty Inglot, ale 119 akurat nie!
    MÓJ BLOG

    OdpowiedzUsuń
  5. Z Inglotem do tej pory było mi nie po drodze. Nie mam w swoim mieście ich stoiska, więc mam problem z dostępnością ;/ Na pewno kiedyś kupię słynną pomadę do brwi, o której ciągle słyszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja generalnie lubię palety magnetyczne Inglot. No i kępki sztucznych rzęs też są przyjemne. Jeśli chodzi o cienie to wybrałam sobie takie mało rewelacyjne, więc z tym to u nich różnie. Ale robię właśnie wish listę rzeczy które chce następnym razem zakupić w Inglocie, więc zasugeruję się chyba Twoimi propozycjami :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja z Inglota lubię mgiełki, ale czaję się na pomadę do brwi. No i muszę kupić Duraline! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Życie bez Duraline to nie życie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam pigmenty Inglota:) Swego czasu moim absolutnym must have była ich kredka do brwi, taka tradycyjna do strugania, w pięknym chłodnym odcieniu... ale ją wycofali:P

    OdpowiedzUsuń
  10. Pod duraline to ja się podpisuje rękami, nogami i głową. To jest mój hicior!

    OdpowiedzUsuń
  11. Duraline muszę w końcu kupić ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cienie sa przepiekne, zreszta jak I kontorowka , chyba musze sie na zakupy wybrac. Szkoda ze w pl o wield taniej niz w USA

    OdpowiedzUsuń
  13. Z Inglota najbardziej lubię pomadę i cienie z serii What a spice, mam również beżową kredkę, ale dla mnie jest trochę zbyt miękka. No i te pigmenty - boskie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja mam Inglota w całej krasie u siebie w Przemyślu i też uwielbiam <3 Duraline to oczywista oczywistość, a AMC 85 jej moją perełką :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Z Inglota jest jedna rzecz, która wpada mi do koszyka przy każdych zakupach - rozcieńczacz do lakierów :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Zapraszam ponownie! :)