Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bielenda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bielenda. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 września 2014

Bielenda - Drogocenny Olejek Arganowy 3 w 1 - mix olejowy z haczykiem ;)


W sierpniu firma Bielenda zaopatrzyła mnie w kilka swoich produktów, a wśród nich znalazł się Drogocenny Olejek Arganowy 3 w 1. Z początku mnie oczarował, jednak okazało się, że skrywa pewną tajemnicę pisaną małymi literkami na odwrocie opakowania... O co chodzi? Zapraszam do czytania ;).

niedziela, 14 września 2014

Bielenda - Peeling cukrowy do ciała - Soczysta Malina - malinowy król?

Maliny należą do moich ulubionych letnich owoców - mniam! Niestety lato dobiega już końca, ale i na to znalazł się sposób - w sierpniu otrzymałam do testów od firmy Bielenda Peeling cukrowy do ciała o zapachu Soczystych Malin, który wyczaruje odrobinę lata nawet w środku zimy :). Zapachowo spisał się świetnie, ale czy spełnił swoją rolę pielęgnacyjną?

niedziela, 29 grudnia 2013

Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjna emulsja oczyszczająca i tonik normalizujący - twarz, dekolt, plecy

Bielenda Pharm to nowa linia kosmetyków firmy Bielenda, w której skład wchodzą serie: Trądzik, Naczynka oraz Cera Sucha. W ramach współpracy z firmą Bielenda otrzymałam do przetestowania między innymi dwa produkty z serii Trądzik, o których Wam dzisiaj troszkę opowiem :).
Obydwa produkty uzupełniają się, a kompozycja zapachowa jest tak dobrana, że pasuje zarówno płci żeńskiej jak i męskiej. Nawet kolorystycznie kwestia ta została rozwiązana bardzo "polubownie" ;). Ponadto - skoro już o opakowaniu mowa - linia Pharm ma design typowy dla dermokosmetyków - bez zbędnych grafik, za to z informacją o składnikach aktywnych. Ja akurat lubię takie "ascetyczne" rozwiązania bardziej niż przeładowanie kolorami i bajerami ;).
Jeśli chodzi o działanie obydwu kosmetyków - pozwólcie, że opiszę je osobno :).
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjny tonik normalizujący
Całkiem przyzwoity kosmetyk, jednak moim ulubieńcem nie zostanie z dwóch powodów, o których zaraz Wam napiszę :).
Po pierwsze - opakowanie - co do estetyki nie mam zastrzeżeń - podoba mi się, jednak użytkowo - nieprzemyślane. Chyba już przy drugim użyciu zamykana na "klik" buteleczka zrobiła mi psikusa i górna część - zamykająca opakowanie, po prostu się odłamała :(. Zostały odstające kikutki, na które można się nadziać.
Po drugie - niestety mam wrażenie, że tonik jest zbyt delikatny - bardziej niż spodziewałabym się tego po produkcie aspirującym do miana dermokosmetyku. Ja wolę zdecydowanie bardziej odświeżające produkty, bo w przypadku tego toniku mam wrażenie, że na skórze nadal pozostały miejsca niedokładnie oczyszczone z sebum. Osoby z delikatniejszą i skłonną do zaczerwienień skórą pewnie byłyby zadowolone, jednak ja spod szyldu Bielendy wybrałabym Tonik z serii Ogórek i Limonka , o którym Wam kiedyś pisałam :).

PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach - typu unisex
- ładny design opakowania
- nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia skóry

MINUSY:
- dla mnie zbyt delikatny
- za słabo odświeża skórę
- mam wrażenie, że niedokładnie "zmywa" sebum
- zatyczka ułamała się już przy drugim otwieraniu buteleczki
- nie bardzo wiem na czym polegać ma "normalizowanie", ale nie zauważyłam zmniejszenia wydzielania sebum ani podobnych efektów stosowania
- cena - ok. 20zł za 200ml - spodziewałabym się czegoś lepszego za tą cenę

OCENA OGÓLNA
2/6
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjna emulsja oczyszczająca
Emulsja oczyszczająca spisała się u mnie znacznie lepiej niż tonik i generalnie przypadła mi do gustu na tyle, że aktualnie z chęcią używam jej na co dzień, choć w małej modyfikacji, o której zaraz Wam opowiem.
Ma bardzo przyjemną, kremową konsystencję, dobrze się pieni, ale nie nadmiernie, dzięki czemu jej stosowanie jest bezproblemowe. Spełnia swoje zadanie - przyzwoicie oczyszcza skórę i daje uczucie odświeżenia znacznie większe niż po zastosowaniu toniku. Jej właściwości myjące są naprawdę dobre, ale że ja lubię przy oczyszczaniu trochę się pozdzierać, to dodaję do emulsji zmielonych pestek oliwek (do kupienia na stronach z półproduktami kosmetycznymi ;)).
Jedyne co mogę zarzucić tej emulsji, to delikatne uczucie ściągnięcia skóry po zastosowaniu, ale zakładam, że ma to jakiś związek z obkurczaniem porów ;). Nie zauważyłam niestety wpływu na zmniejszenie produkcji sebum, więc traktuję ten produkt jako dobry czyścik, a funkcje matujące pozostawiam kremom ;).

PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach - typu unisex
- ładny design opakowania
- nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia skóry
- dokładnie oczyszcza
- intensywnie odświeża skórę
- dobrze się pieni
- przyjemna, kremowa konsystencja

MINUSY:
- delikatne uczucie ściągnięcia skóry po umyciu
- działanie doraźne - oczyszczające, nie zauważyłam wpływu długofalowego na wydzielanie sebum
- cena - około 20zł - mogłaby być trochę niższa - tak do 15zł

OCENA OGÓLNA
4/6



Działanie przeciwtrądzikowe tych kosmetyków jest mi ciężko ocenić, bo na szczęście etap trądziku mam już za sobą i tego typu produkty stosuję, aby dobrze oczyścić moją skórę, która nadal ma skłonności do nadprodukcji sebum w strefie T. Myślę, że emulsji można dać szansę, jednak jeśli chodzi o tonik - szukam czegoś skuteczniejszego ;). Toniki schodzą u mnie na litry, więc możecie się spodziewać, że niedługo opiszę Wam jeszcze jeden kosmetyk tego typu, który - choć nadal jest w "fazie testów", znacznie bardziej przypadł mi do gustu niż ten z dzisiejszej recenzji :).


sobota, 28 grudnia 2013

Bielenda - Afryka SPA - Figa i Daktyl - Szampon błotny i błoto do włosów, czyli słów kilka o tym jak zostać hipopotamem we własnej łazience, bez potrzeby stawania na wadze :D

Jak w temacie - poświątecznie czuję się jak hipopotam i waga to takie urządzenie, które sprawia, że kobiety płaczą :D. Zatem w ramach mojego zhipopotamienia (paczcie i podziwiajcie mojego słowotwórczego skilla, o! <3) postanowiłam pójść o krok dalej i potaplać się w błocie, a całe przedsięwzięcie zasponsorowała firma Bielenda, od której otrzymałam rzeczone błotko :D (rzeczone, nie rzeczne!).
Błotko od Bielendy wbrew pozorom nie zostało mi dostarczone w wiadrach, a w saszetkach - jedna z nich zawierała Szampon błotny, a druga... no po prostu błoto. Ale do włosów! I to z glinką, nie byle jaką, bo Ghassoul :).
Jak mi było z tym błoceniem się? A całkiem dobrze, mój wewnętrzny hipcio ma się świetnie i mruczy z zadowolenia, bo obydwie wersje błotka pachniały prześlicznie, co w sumie trochę mnie zdziwiło, bo jak to tak - że błoto pachnie. No ale pachnie - bardzo przyjemnie. A Siulkowy hipcio (bądź "hipeć" zwał jak zwał!) lubi ładne zapachy.



Błotko w wersji szampon ma kremową konsystencję i w ogóle nie widać, że jest błotkiem, bo kolor ma kremowy, z kolei błotko nr 2 - też kremowe, zawiera ponadto błotne drobinki, które na szczęście da się łatwo wypłukać z włosów.
Szampon pieni się fenomenalnie - dawno nie widziałam takiej piany - w sumie lata mi to i powiewa, że pianę zawdzięcza SLS-om w składzie - wiem, wiem, włosomaniaczki najchętniej przekręciłyby mnie za to zdanie przez maszynkę do mięsa, ale ja praktycznie przez całe życie szampony z SLSami stosuję i żyję, włosy mam nadal na głowie i nie wyglądają tragicznie, a jako że martwe są i raczej nie zmartwychwstaną, to specjalnie się nie przejmuję ;). No ale jak już lecimy po składzie to olejek arganowy jest, daktyle są, figa jest - cieszmy się i radujmy. No dobra - jest też DMDM Hydantoin. Na szczęście nie muszę tego jeść, a li tylko na włosy ciapać :).


Ogólnie błotka bardzo przyjemne i na taką mini-recenzję zasłużyły. Powiem więcej - chętnie bym przygarnęła te błotka w regularnych, dużych opakowaniach, ale chyba takowych Bielenda nie produkuje...
Jak Was nie straszą SLSy i takie inne w składzie, to można sobie od czasu pozwolić na hipciowanie w błotku :D.


poniedziałek, 18 listopada 2013

Bielenda - Polinezja SPA - Hawajska sól do kąpieli

Ludzie dzielą się na dwa typy - "wannowych" i "prysznicowych" - ja należę zdecydowanie do tych pierwszych - kąpiel w wannie po prostu sprawia mi przyjemność, podczas gdy prysznic jest li i tylko czynnością higieniczną. Jako "wannowiec" uwielbiam przeróżne umilacze kąpieli - swego czasu wydałam małą fortunę (jak na mój skromny, studencki portfel) na tego typu produkty z firmy Lush. Dzisiaj z kolei mam Wam do zaprezentowania sól do kąpieli z firmy Bielenda, z którą współpracuję niemalże od początku istnienia tego bloga :).

Sole do kąpieli to jedne z moich ulubionych dodatków kąpielowych - szczególnie lubię te, które barwią wodę i pięknie pachną - w przypadku Hawajskiej soli do kąpieli Polinezja SPA od Bielendy dokładnie tak jest :). Sól ma przyjemny świeżo-kwiatowy zapach, który relaksuje i umila czas spędzony w wannie. Kryształki mają kolor niebieski i nadają lekkie błękitne zabarwienie wodzie - nie pozostawia ono jednak śladów na wannie - duży plus. Ja szczególnie lubię gdy woda podbarwiona jest na taki błękit, bo przypomina mi morze widziane z brzegu egzotycznej wyspy <3. Mam wrażenie, że kosmetyk ten delikatnie zmiękcza wodę, a co jeszcze ważniejsze - nie zauważyłam wysuszenia skóry, które zdarzało mi się czasami po użyciu soli do kąpieli. Co prawda obiecywanego nawilżenia też jakoś specjalnie nie zauważam, ale akurat po soli do kąpieli nie spodziewam się cudów w tej kwestii - ważne, że mnie nie wysucharkowała ;).

W porównaniu z solą do kąpieli Ahava, którą testowałam jakiś czas temu - niebo a ziemia - zdecydowanie wybieram Bielendę! Jeśli chodzi o cenę, to za 15zł dostajemy prawie pół kilo soli (480g dokładnie) - na jedną kąpiel schodzi "garść" - generalnie całe opakowanie wystarcza mi na jakieś 10 kąpieli (prawdę mówiąc nie liczyłam, ale tak mniej więcej ;)). Generalnie z produktu jestem zadowolona - wróciłabym do niej pewnie gdyby nie fakt, że w tej kategorii produktów zawsze kuszą mnie nowości :D. Niemniej jednak mogę Wam ją polecić do wypróbowania, bo to przyzwoity produkt do umilenia sobie czasu spędzonego w wannie :).
Myślę, że jeszcze się skuszę na jakieś kosmetyki z serii Polinezyjskiego SPA, bo bardzo przypadła mi do gustu kompozycja zapachowa użyta w tych kosmetykach :).
 PLUSY:
- bardzo ładna kompozycja zapachowa
- dobrze się rozpuszcza, nie zostawia "piasku" na dnie wanny
- koloryzuje wodę na błękitno <3
- nie barwi wanny
- delikatnie zmiękcza wodę
- nie wysusza skóry
- cena - 15zł za 480g - dość standardowa
- dobra wydajność- opakowanie wystarczy na około 8-10 kąpieli

MINUSY:
- wbrew obietnicom - nie nawilża skóry
- wyszczuplenia też nie zauważyłam ;)
- zapach nie utrzymuje się na skórze zbyt długo - dla jednych to plus, dla mnie akurat minus ;)

OCENA OGÓLNA:
5-/6


A jak to tam z Wami jest? Jesteście bardziej "wannowe" czy bardziej "prysznicowe"? :D Macie swoje kąpielowe rytuały (ja mam! moja kąpiel trwa czasami nawet do 2 godzin - zwłaszcza jak oglądam film :D)? Lubicie takie umilacze kąpieli? Może macie coś ciekawego do polecenia? Ja teraz rozmyślam nad kosmetykami z firmy The Bomb Cosmetics - strasznie mnie kuszą te ich śliczne opakowania! :D

środa, 7 sierpnia 2013

Bielenda - Bikini - Nawilżające mleczko do opalania SPF 30, Nawilżający balsam utrwalający opaleniznę

Lato w pełni, więc ja mam dla Was recenzję dwóch produktów do opalania Bielendy, które towarzyszyły mi w Bułgarii, a mianowicie Nawilżającego mleczka do opalania SPF 30 oraz Nawilżającego balsamu utrwalającego opaleniznę z linii Bielenda Bikini.
Bielenda - Bikini - Nawilżające mleczko do opalania SPF 30

PLUSY:
- bardzo przyjemny zapach
- wodoodporna formuła - sprawdzone na basenie :)
- pomimo obecności ochrony przeciwsłonecznej, odrobinę się opalamy, ale nie dochodzi do poparzeń, ani zaczerwienień
- design opakowania podoba mi się znacznie bardziej niż zeszłoroczny (tutaj post z zeszłego roku)
- brak parabenów w składzie
- szczelne zamknięcie na "klik"
- łatwo się wchłania
- nie bieli
- nie zapchało mnie, a stosowałam je również na twarz
- cena - 18zł za 200ml - może być (chociaż znam tańsze...)

MINUSY:
- forma mleczka - ja preferuję olejki
- niewygodne, pod względem użytkowym, opakowanie - dla mnie numerem jeden są spraye - przeboleję formę mleczka, byleby było w sprayu ;)
- słabo nawilża - pomimo smarowania się nim dość szybko miałam wysuszoną skórę (zwłaszcza podudzia)
- DMDM Hydantoin w składzie (skład jest bardzo zbliżony do zeszłorocznej edycji produktu, jego analiza znajduje się w tym poście)

OCENA OGÓLNA:
4-/6
Spodziewałam się po tym produkcie trochę więcej, zwłaszcza patrząc na obietnicę nawilżenia. Moje podudzia mają szaloną tendencję do przesuszania się i właściwie tego nawilżenia w lecie potrzeba mi najbardziej, a było niestety tak sobie. Oczywiście - od razu po nałożeniu produktu - bomba - fajnie się wchłaniał i skóra była gładka. Ale już 2 godziny później pojawiały się suchelce :/. Ocena skoczyłaby na pewno w górę, gdyby zdecydowano się ten produkt zamknąć w buteleczce z rozpylaczem - to by zwiększyło wygodę używania, tym bardziej dla osób, które tak jak ja - ogólnie nie przepadają za formułą mleczka. Żałuję, że firma Bielenda nie chce zrezygnować z pakowania do swoich produktów składnika o nazwie DMDM Hydantoin - możecie o nim więcej przeczytać w poście, który podlinkowałam w minusach.



Bielenda - Bikini - Nawilżający balsam utrwalający opaleniznę

PLUSY:
- ponownie - bardzo przyjemny zapach
- design opakowania lepszy niż zeszłoroczny (tutaj post z zeszłego roku)
- brak parabenów w składzie
- szczelne zamknięcie na "klik"
- łatwo się wchłania
- daje uczucie ulgi i nawilżenia
- nawilża lepiej niż mleczko do opalania
- nie bieli
- nie zapchał mnie
- cena - 15zł za 200ml

MINUSY:
- nie potrafię stwierdzić czy przedłuża/pogłębia opaleniznę... wydaje mi się, że to trochę chwyt marketingowy ;)
- niestety nie pomaga na poparzenia słoneczne (niestety przytrafiło mi się to - z mojej własnej winy :/) - nie zauważyłam aby przyspieszył regenerację i znikanie zaczerwienienia
- DMDM Hydantoin w składzie

OCENA OGÓLNA:
4+/6
Ten produkt polubiłam bardziej od jego poprzednika, ale ponownie - gdyby jeszcze był w sprayu to już byłoby naprawdę super ;). Żałuję, że nie pomógł mi za bardzo przy poparzonych ramionach i męczyłam się przez kilka dni pod parasolem, bo piekło i szczypało :(. Liczyłam na to, że będzie miał takie właściwości. Trochę żałuję też, że nie ma właściwości chłodzących, które przynosiłyby ulgę dla zgrzanej skóry. Jednak poza tym (no i tym paskudnym DMDM Hydantoin w składzie) to nie mam mu zasadniczo nic do zarzucenia. Nie potrafię stwierdzić czy pogłębił opaleniznę - da się w ogóle coś takiego zaobserwować? :D. Ogólnie - całkiem dobry produkt za dobrą cenę, ale nie podbił mojego serca na tyle, żebym się nim zachwyciła.




Pozostałe posty na temat różnych produktów do opalania, a także post o działaniu filtrów, znajdziecie tutaj --> filtry UV.


niedziela, 5 maja 2013

Bielenda - Młodzieńczy Blask - Odżywczy krem ultra nawilżający

Nowość od Bielendy zagościła u mnie jakiś czas temu. Prawdę mówiąc byłam nastawiona sceptycznie do tego kremu, bo - jakkolwiek produkty Bielendy w większości lubię, tak akurat ich kremy do twarzy zazwyczaj oceniałam jako co najwyżej przyzwoite - bez szału. Tym razem jest już naprawdę nieźle - odstawiłam nawet chwilowo mój ulubiony Biotherm Aquasource i na razie pozostaję przy Bielendzie Młodzieńczy Blask, gdyż ma on jedną świetną właściwość - jaką? O tym w dalszej części recenzji :).
 PLUSY:
- największy i najważniejszy - świetnie nadaje się pod makijaż, ponieważ nie powoduje błyszczenia, a nawet znacznie je redukuje!
- krem przeznaczony typowo dla cery 20+
- przyjemnie nawilża
- nie pozostawia wyczuwalnej ani widocznej warstwy na twarzy
- lekka konsystencja
- łatwo się wchłania
- bez parabenów, oleju parafinowego, PEG i sztucznych barwników
- przyjemny zapach - delikatny i nienachalny
- cena około 17zł
MINUSY:
- konsystencja mogłaby być jeszcze lżejsza - dla mnie ideał to hydrożel, ale to już bardziej moje widzimisię niż minus ;)
- zapach mógłby być nieco intensywniejszy - to moja opinia, ale wiem, że wielu osobom zbyt mocne zapachy kosmetyków przeszkadzają, więc w sumie dobrze, że firma nie przesadziła ;)
OCENA OGÓLNA:
5+/6
Bardzo fajny krem - jestem mile zaskoczona polskim produktem - firma Bielenda zrobiła mi naprawdę dużą i pozytywną niespodziankę tym produktem. W tej chwili mogę powiedzieć, że jest to ich najlepszy krem jakiego do tej pory używałam. Z chęcią wypróbuję wersję matującą, kiedy ten mi się skończy. Szczególnie polubiłam ten krem za to, że kiedy nałożę na niego makijaż, nie mam problemu z błyszczeniem się twarzy - świetnie współpracuje z moim aktualnym ulubieńcem BeBikowym (Lioele Dollish ;)) - przez cały dzień utrzymują błyszczenie w ryzach (ech ta cera mieszana i odwodniona...). Jestem tym faktem bardzo zaskoczona, gdyż właściwie prawie każdy krem jaki nakładałam pod makijaż powodował nasilenie błyszczenia!
Skład jest niezły, ale wpakowano do niego DMDM Hydantoin, co mi się nie podoba i mam nadzieję, że w końcu ten konserwant przestanie być używany, gdyż jest to donor formaldehydu (na zielono w składzie zaznaczyłam składniki w miarę neutralne, na niebiesko substancje pochodzenia roślinnego i wyciągi roślinne, na pomarańczowo takie, które mogą spowodować podrażnienia lub w inny sposób potencjalnie mogę zadziałać negatywnie, natomiast na czerwono - składniki, które nie powinny się znaleźć w produkcie, gdyż są szkodliwe). Co do zastosowanej technologii ciekłokrystalicznej... Hmm... Lipidy membranowe, kompatybilność z barierą hydrolipidową - klient-laik i tak nie będzie wiedział o co chodzi i z czym to się je, a tym bardziej nie sprawdzi tego, możemy więc pozostać przy zaufaniu do producenta, że rzeczywiście takowa technologia w kremie jest ;).
Pomimo drobnej wpadki w składzie, ja zamierzam nadal używać tego kremu, gdyż w tej chwili zapewnia mi efekt jakiego oczekuję najbardziej - brak błyszczenia, które było zawsze moją zmorą ;). Jeżeli też borykacie się z tym problemem - być może pomoże Wam tak jak mnie, a zatem - polecam :).

SKŁAD: Aqua (Water), Caprylic/Capric Triglyceride, Ethylhexyl  Stearate, Sorbitan Stearate, Sorbityl Laurate, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Glycerin, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Olea Europea (Olive) Oil, Punica Granatum Fruit Extract, Propylene Glycol, Caesalpinia Spinosa Oligosacchrides, Caesalpinia Spinosa Gum, Panthenol, Sodium Hyaluronate, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Squalene, Dimethicone, Cyclopentasiloxane, Beta-Sitosterol, Hydroxyethylcellulose, Ethylhexylglycerin, Citric Acid, Disodium EDTA, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Phenoxyethanol, DMDM Hydantoin, Parfum (Fragrance), Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool.




wtorek, 15 stycznia 2013

Bielenda - Kuracja parafinowa - Ręce i nogi - Maska na noc - Przesuszona, szorstka skóra dłoni i twarda skóra stóp

Uwaga - mam wyznanie... Jestem namiętnym, niepohamowanym, patologicznym obgryzaczem skórek :(, paznokciowym obgryzaczem po odwyku - skutecznym, oraz zębowym zeskrobywaczem lakieru do paznokci (kiedy odpryśnie). Najbardziej we znaki daje się niestety obgryzanie skórek, które przy tym mam zazwyczaj dość przesuszone... Znalazł się w końcu dla mnie ratunek - nieuporczywy w stosowaniu, przyjemny i przede wszystkim - skuteczny :D.
 PLUSY:
- piękny zapach - nie potrafię określić jaki, ale bardzo ładny :D
- dogłębnie nawilża skórę dłoni i stóp
- zmiękcza skórę
- pomaga pozbyć się suchych skórek i zadziorków
- długotrwały efekt
- wygładza skórę
- tłusta i "bogata" konsystencja
- cena - około 12zł
- bardzo wydajny
- dobrze się rozsmarowuje (konsystencja jest dość zbita, ale zmiękcza się pod wpływem ciepła skóry)
- pozostawia przyjemną, nawilżającą warstewkę na skórze
- bardzo fajny skład - bez gliceryny :)
 MINUSY:
- maska jest bardzo gęsta (zawiera parafinę stałą), w związku z czym ciężko się wyciska z tubki, ale wystarczy ogrzać tubkę w dłoniach i wychodzi :)
OCENA OGÓLNA:
5+/6
Jeden z moich hitów do pielęgnacji dłoni i stóp. Pragnę tutaj podkreślić, że jest to po pierwsze - produkt na noc, a po drugie - maska, a nie krem - zatem ideą kosmetyku jest bycie pozostawionym na skórze na dłuższą chwilę, więc jak czytam opinie na KWC to mnie aż roznosi, jak dziewczyny narzekają, że pozostawia tłustą warstwę - owszem kiedy posmarujemy nim skórę, zostawia niezły poślizg, dlatego też producent zaleca jej stosowanie z bawełnianymi rękawiczkami/skarpetkami, które pozwolą produktowi działać jeszcze lepiej.
Skład produktu przypadł mi do gustu, bo nie ma w nim gliceryny, która, przy niedostatecznej wilgoci otoczenia, zamiast skórę nawilżać, "wysysa" z niej wodę (jest higroskopijna). Tutaj mamy przede wszyskim dużo, dużo parafiny - zaznaczyłam ją w składzie jako składnik pozytywny, ponieważ właśnie takie jest jej działanie w tym przypadku (zupełnie inaczej niż na przykład w przypadku kremów do twarzy, gdzie może zapychać).
Co do działania - myślę, że wystarczająco opisałam je w plusach - dla mnie jest po prostu fenomenalne - bardzo lubię uczucie miękkiej, wygładzonej skóry po użyciu tego produktu. Zawsze używam tej maski z bawełnianymi rękawiczkami/skarpetkami - efekt rano naprawdę boski :D.
Jedyny minus to fakt, że konsystencja produktu jest bardzo zbita, więc może być problem z wydobyciem kosmetyku z tubki, jednak wystarczy nieco rozgrzać opakowanie - nawet w rękach i daje radę ;).
Myślę, że za cenę około 12zł warto wypróbować ten produkt - jeśli przypadnie Wam do gustu tak jak mnie, to pewnością zostanie z Wami na dłużej :D.
 SKŁAD:
PetrolatumParaffinum Liquidum (Mineral Oil)ParaffinLanolinCera Alba (Beeswax)Butyrosperum Parkii (Shea Butter)Butyl Linoleate, Butyl LinolenateParfum (Fragrance)C18-36 Acid TriglicerideDimethiconeStearic AcidTocopherolAscorbyl PalmitateAscorbic AcidCitric AcidPEG-8Alpha-Isomethyl IononeLillalCitronellolLimonene, LinaloolCI 26100 (D&C Red No.17)


Składniki wytłuszczone to substancje warunkujące działanie kosmetyku, niewytłuszczone - dodatki zapachowe, konserwanty, wypełniacze, modyfikatory konsystencji itp.
Analiza składu związana jest konkretnie z danym kosmetykiem, w innym rodzaju kosmetyku (np. o innym przeznaczeniu lub docelowym działaniu) niektóre substancje mogą być oznaczone odmiennie.