PLUSY:
- przecudne napigmentowanie
- piękne kolory
- bardzo duża objętość - będę je chyba zużywać całe wieki
- mineralny skład
- pięknie się błyszczą w słońcu i sztucznym świetle
- dobrze się rozprowadzają na powiece i dają ładnie blendować
- estetyczne opakowanie
MINUSY:
- bez bazy szybko się ścierają, na bazie trzymają się idealnie cały dzień
- aplikacja sypkich cieni wymaga nieco wprawy - mnie to nie przeszkadza ale początkującym adeptkom sztuki makijażu może sprawić nieco kłopotu
- mogłyby mieć w środku taką przesuwaną pokrywkę na te dziurki (tak jak mają pudry), bo jeżeli zabierzemy je ze sobą w podróż i obrócą się do góry nogami to cała zawartość spadnie do wieczka, a w rezultacie przy otwieraniu - na nas ;)
- cena - 29,90zł - mogłabym mieć za to paletkę ze Sleeka, ale tutaj cienia jest znacznie więcej
OCENA OGÓLNA:
5+/6
Co do samych cieni - nie mam się do czego przyczepić, oprócz faktu, że konieczna jest przy nich baza, bo łatwo się ścierają, na bazie jednak są po prostu idealne <3. Kolory są niesamowicie piękne, moje serce podbił zwłaszcza Pixie Sparkle i Golden Sparkle, bo przecudnie się błyszczą. Zdecydowanie chwilowo są to moi ulubieńcy makijażowi i pewnie przez jakiś czas tak pozostanie aż znajdę jakieś nowe cudeńko. Gdyby nie fakt, że jeden cień kosztuje prawie 30zł, a ja lubię kolorystyczne wariacje, to pewnie już czaiłabym się na zakup kilku odcieni... Na razie więc nacieszę się tymi, które dostałam w ramach współpracy z firmą
Costasy. Polecam Wam zapoznać się z ich ofertą cieni do powiek Lily Lolo -
tutaj.
Już niedługo spodziewajcie się makijaży z udziałem tych cieni ;).
A tak z ciekawości - są wśród Was jakieś minerałomaniaczki? Mnie kiedyś dopadła ta mania, ale już przeszła, a jak tam u Was?