Moja awersja do "naturalnych" szamponów ziołowych ma swoje korzenie (nomen omen!) w dzieciństwie, kiedy to Mama notorycznie kupowała szampon z czarnej rzepy - błe! Na myśl o tym zapachu aż mi gorzej! Do dziś zapachy ziołowe nie kojarzą mi się zbyt dobrze i raczej ich unikam, jednak widząc, że moje włoski po dłuższej przerwie od kuracji Jantarem (klik!) znowu zaczęły wypadać, postanowiłam, że dam szansę znanemu od wieków składnikowi przeciwdziałającemu wypadaniu, czyli skrzypowi polnemu. Co z tego wynikło?
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mycie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mycie. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 23 listopada 2015
wtorek, 11 listopada 2014
Ziaja - Oczyszczanie - Liście Manuka - pasta oczyszczająca, tonik zwężający pory, krem mikrozłuszczający, krem nawilżający
Seria Ziaja - Liście Manuka stała się bestsellerem tuż po tym jak wkroczyła na rynek. Oczywiście nie byłabym sobą (i blogerką kosmetyczną ;) ) gdybym od razu nie kupiła przynajmniej kilku produktów z tej linii. W moim posiadaniu znalazły się 4 produkty - pasta oczyszczająca, tonik i dwa kremy. Dzisiaj - po ponad 3 miesiącach od zakupu i systematycznym używaniu przestawię Wam moją opinię o kosmetykach z tej serii.
TAG:
cera mieszana,
cera tłusta,
cera trądzikowa,
krem,
manuka,
mycie,
oczyszczanie,
pasta,
tonik,
trądzik,
Ziaja
niedziela, 29 grudnia 2013
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjna emulsja oczyszczająca i tonik normalizujący - twarz, dekolt, plecy
Bielenda Pharm to nowa linia kosmetyków firmy Bielenda, w której skład wchodzą serie: Trądzik, Naczynka oraz Cera Sucha. W ramach współpracy z firmą Bielenda otrzymałam do przetestowania między innymi dwa produkty z serii Trądzik, o których Wam dzisiaj troszkę opowiem :).
Obydwa produkty uzupełniają się, a kompozycja zapachowa jest tak dobrana, że pasuje zarówno płci żeńskiej jak i męskiej. Nawet kolorystycznie kwestia ta została rozwiązana bardzo "polubownie" ;). Ponadto - skoro już o opakowaniu mowa - linia Pharm ma design typowy dla dermokosmetyków - bez zbędnych grafik, za to z informacją o składnikach aktywnych. Ja akurat lubię takie "ascetyczne" rozwiązania bardziej niż przeładowanie kolorami i bajerami ;).
Jeśli chodzi o działanie obydwu kosmetyków - pozwólcie, że opiszę je osobno :).
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjny tonik normalizujący
Całkiem przyzwoity kosmetyk, jednak moim ulubieńcem nie zostanie z dwóch powodów, o których zaraz Wam napiszę :).
Po pierwsze - opakowanie - co do estetyki nie mam zastrzeżeń - podoba mi się, jednak użytkowo - nieprzemyślane. Chyba już przy drugim użyciu zamykana na "klik" buteleczka zrobiła mi psikusa i górna część - zamykająca opakowanie, po prostu się odłamała :(. Zostały odstające kikutki, na które można się nadziać.
Po drugie - niestety mam wrażenie, że tonik jest zbyt delikatny - bardziej niż spodziewałabym się tego po produkcie aspirującym do miana dermokosmetyku. Ja wolę zdecydowanie bardziej odświeżające produkty, bo w przypadku tego toniku mam wrażenie, że na skórze nadal pozostały miejsca niedokładnie oczyszczone z sebum. Osoby z delikatniejszą i skłonną do zaczerwienień skórą pewnie byłyby zadowolone, jednak ja spod szyldu Bielendy wybrałabym Tonik z serii Ogórek i Limonka , o którym Wam kiedyś pisałam :).
PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach - typu unisex
- ładny design opakowania
- nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia skóry
MINUSY:
- dla mnie zbyt delikatny
- za słabo odświeża skórę
- mam wrażenie, że niedokładnie "zmywa" sebum
- zatyczka ułamała się już przy drugim otwieraniu buteleczki
- nie bardzo wiem na czym polegać ma "normalizowanie", ale nie zauważyłam zmniejszenia wydzielania sebum ani podobnych efektów stosowania
- cena - ok. 20zł za 200ml - spodziewałabym się czegoś lepszego za tą cenę
OCENA OGÓLNA
2/6
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjna emulsja oczyszczająca
Emulsja oczyszczająca spisała się u mnie znacznie lepiej niż tonik i generalnie przypadła mi do gustu na tyle, że aktualnie z chęcią używam jej na co dzień, choć w małej modyfikacji, o której zaraz Wam opowiem.
Ma bardzo przyjemną, kremową konsystencję, dobrze się pieni, ale nie nadmiernie, dzięki czemu jej stosowanie jest bezproblemowe. Spełnia swoje zadanie - przyzwoicie oczyszcza skórę i daje uczucie odświeżenia znacznie większe niż po zastosowaniu toniku. Jej właściwości myjące są naprawdę dobre, ale że ja lubię przy oczyszczaniu trochę się pozdzierać, to dodaję do emulsji zmielonych pestek oliwek (do kupienia na stronach z półproduktami kosmetycznymi ;)).
Jedyne co mogę zarzucić tej emulsji, to delikatne uczucie ściągnięcia skóry po zastosowaniu, ale zakładam, że ma to jakiś związek z obkurczaniem porów ;). Nie zauważyłam niestety wpływu na zmniejszenie produkcji sebum, więc traktuję ten produkt jako dobry czyścik, a funkcje matujące pozostawiam kremom ;).
PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach - typu unisex
- ładny design opakowania
- nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia skóry
- dokładnie oczyszcza
- intensywnie odświeża skórę
- dobrze się pieni
- przyjemna, kremowa konsystencja
MINUSY:
- delikatne uczucie ściągnięcia skóry po umyciu
- działanie doraźne - oczyszczające, nie zauważyłam wpływu długofalowego na wydzielanie sebum
- cena - około 20zł - mogłaby być trochę niższa - tak do 15zł
OCENA OGÓLNA
4/6
Działanie przeciwtrądzikowe tych kosmetyków jest mi ciężko ocenić, bo na szczęście etap trądziku mam już za sobą i tego typu produkty stosuję, aby dobrze oczyścić moją skórę, która nadal ma skłonności do nadprodukcji sebum w strefie T. Myślę, że emulsji można dać szansę, jednak jeśli chodzi o tonik - szukam czegoś skuteczniejszego ;). Toniki schodzą u mnie na litry, więc możecie się spodziewać, że niedługo opiszę Wam jeszcze jeden kosmetyk tego typu, który - choć nadal jest w "fazie testów", znacznie bardziej przypadł mi do gustu niż ten z dzisiejszej recenzji :).
Obydwa produkty uzupełniają się, a kompozycja zapachowa jest tak dobrana, że pasuje zarówno płci żeńskiej jak i męskiej. Nawet kolorystycznie kwestia ta została rozwiązana bardzo "polubownie" ;). Ponadto - skoro już o opakowaniu mowa - linia Pharm ma design typowy dla dermokosmetyków - bez zbędnych grafik, za to z informacją o składnikach aktywnych. Ja akurat lubię takie "ascetyczne" rozwiązania bardziej niż przeładowanie kolorami i bajerami ;).
Jeśli chodzi o działanie obydwu kosmetyków - pozwólcie, że opiszę je osobno :).
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjny tonik normalizujący
Całkiem przyzwoity kosmetyk, jednak moim ulubieńcem nie zostanie z dwóch powodów, o których zaraz Wam napiszę :).
Po pierwsze - opakowanie - co do estetyki nie mam zastrzeżeń - podoba mi się, jednak użytkowo - nieprzemyślane. Chyba już przy drugim użyciu zamykana na "klik" buteleczka zrobiła mi psikusa i górna część - zamykająca opakowanie, po prostu się odłamała :(. Zostały odstające kikutki, na które można się nadziać.
Po drugie - niestety mam wrażenie, że tonik jest zbyt delikatny - bardziej niż spodziewałabym się tego po produkcie aspirującym do miana dermokosmetyku. Ja wolę zdecydowanie bardziej odświeżające produkty, bo w przypadku tego toniku mam wrażenie, że na skórze nadal pozostały miejsca niedokładnie oczyszczone z sebum. Osoby z delikatniejszą i skłonną do zaczerwienień skórą pewnie byłyby zadowolone, jednak ja spod szyldu Bielendy wybrałabym Tonik z serii Ogórek i Limonka , o którym Wam kiedyś pisałam :).
PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach - typu unisex
- ładny design opakowania
- nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia skóry
MINUSY:
- dla mnie zbyt delikatny
- za słabo odświeża skórę
- mam wrażenie, że niedokładnie "zmywa" sebum
- zatyczka ułamała się już przy drugim otwieraniu buteleczki
- nie bardzo wiem na czym polegać ma "normalizowanie", ale nie zauważyłam zmniejszenia wydzielania sebum ani podobnych efektów stosowania
- cena - ok. 20zł za 200ml - spodziewałabym się czegoś lepszego za tą cenę
OCENA OGÓLNA
2/6
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjna emulsja oczyszczająca
Emulsja oczyszczająca spisała się u mnie znacznie lepiej niż tonik i generalnie przypadła mi do gustu na tyle, że aktualnie z chęcią używam jej na co dzień, choć w małej modyfikacji, o której zaraz Wam opowiem.
Ma bardzo przyjemną, kremową konsystencję, dobrze się pieni, ale nie nadmiernie, dzięki czemu jej stosowanie jest bezproblemowe. Spełnia swoje zadanie - przyzwoicie oczyszcza skórę i daje uczucie odświeżenia znacznie większe niż po zastosowaniu toniku. Jej właściwości myjące są naprawdę dobre, ale że ja lubię przy oczyszczaniu trochę się pozdzierać, to dodaję do emulsji zmielonych pestek oliwek (do kupienia na stronach z półproduktami kosmetycznymi ;)).
Jedyne co mogę zarzucić tej emulsji, to delikatne uczucie ściągnięcia skóry po zastosowaniu, ale zakładam, że ma to jakiś związek z obkurczaniem porów ;). Nie zauważyłam niestety wpływu na zmniejszenie produkcji sebum, więc traktuję ten produkt jako dobry czyścik, a funkcje matujące pozostawiam kremom ;).
PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach - typu unisex
- ładny design opakowania
- nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia skóry
- dokładnie oczyszcza
- intensywnie odświeża skórę
- dobrze się pieni
- przyjemna, kremowa konsystencja
MINUSY:
- delikatne uczucie ściągnięcia skóry po umyciu
- działanie doraźne - oczyszczające, nie zauważyłam wpływu długofalowego na wydzielanie sebum
- cena - około 20zł - mogłaby być trochę niższa - tak do 15zł
OCENA OGÓLNA
4/6
Działanie przeciwtrądzikowe tych kosmetyków jest mi ciężko ocenić, bo na szczęście etap trądziku mam już za sobą i tego typu produkty stosuję, aby dobrze oczyścić moją skórę, która nadal ma skłonności do nadprodukcji sebum w strefie T. Myślę, że emulsji można dać szansę, jednak jeśli chodzi o tonik - szukam czegoś skuteczniejszego ;). Toniki schodzą u mnie na litry, więc możecie się spodziewać, że niedługo opiszę Wam jeszcze jeden kosmetyk tego typu, który - choć nadal jest w "fazie testów", znacznie bardziej przypadł mi do gustu niż ten z dzisiejszej recenzji :).
TAG:
Bielenda,
cera trądzikowa,
emulsja,
mycie,
oczyszczanie,
tonik,
trądzik
czwartek, 19 września 2013
Pharmaceris - H - Keratineum - Skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych
Zanim rozpoczęłam współpracę z Eris zostałam zapytana o charakterystykę mojej skóry, włosów, ewentualne problemy i potrzeby. Napisałam wówczas, że borykam się z problemem wypadania i przetłuszczania włosów. Wśród produktów Pharmaceris z wielkiej lipcowej paczki od Pań Erisek (pozdrawiam :)!), znalazł się produkt z linii H (obstawiam, że od Hair :D), dostosowany do moich potrzeb - zgodnie z tym co napisałam przy ustalaniu szczegółów współpracy, a mianowicie szampon H-Keratineum - Skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych. Stosuję go już 2 miesiące i przyszła pora na recenzję :).
Muszę powiedzieć, że bardzo podobają mi się opakowania dermokosmetyków Pharmaceris - są proste i konkretne, może dla niektórych nieco surowe, ale mnie taka estetyka bardzo odpowiada, zwłaszcza w kosmetykach aptecznych.
Szampon ma kolor brązowy - obstawiam, że zawdzięcza to nie tylko dodatkowi barwników, ale także wyciągowi z liści herbaty i winorośli - dlatego też, jak zaznacza producent, nie jest zalecany do włosów silnie tlenionych.
Produkt ma przyjemny zapach, który utrzymuję się na włosach, bardzo dobrze się pieni, ma konsystencję żelopodobną. Jest szalenie wydajny - po 2 miesiącach używania jestem mniej więcej w połowie (myję włosy co 2-3 dni). Oczyszcza włosy dokładnie już po jednokrotnym myciu i na całe szczęście - nie plącze ich (i tak używam odżywki, ale sprawdziłam czy poradzę sobie z rozczesaniem włosów po tym szamponie bez niej i dało radę). Nie dostrzegłam wysuszenia włosów, ani innych negatywnych skutków stosowania tego produktu.
Zauważyłam, że szampon zredukował przetłuszczanie się moich włosów, a jeśli chodzi o wypadanie - nie zwiększyło się, być może nawet odrobinę zmniejszyło, ale do niedawna używałam jeszcze wcierki z Jantara, więc ciężko orzec, czy to efekt działania szamponu czy "pozostałości" efektu po Jantarze... Na pewno nie uzyskałam redukcji wypadania "nawet o 70%" jak napisano na opakowaniu - buu :(.
Składowo szampon nie powala - mnie to nie przeszkadza, bo i tak używam szamponów drogeryjnych, ale dla "włosomaniaczek" dużym minusem może być obecność w składzie chociażby SLS ;).
Minusem tego szamponu jest dla mnie cena, choć przyznaję, że jest piekielnie wydajny. Szampon aktualnie w sklepie Eris jest w promocji i butelka o pojemności 250ml kosztuje 21,52zł, a w cenie regularnej - 26,90zł. Wiem, że jest dostępny w SuperPharm, również za około 25zł, a można go dostać w promocji/z kuponem za około 15zł.
PLUSY:
- bardzo przyjemny zapach, który utrzymuje się na włosach
- delikatny dla włosów, nie przesusza ich, nie zauważyłam, żeby wypłukiwał kolor z moich farbowanych włosów
- nie plącze włosów
- skutecznie oczyszcza
- dobrze i obficie się pieni i łatwo spłukuje
- wydajny - niewielka ilość daje sporo piany
- żelowa konsystencja
- szata graficzna i design butelki - prosty i estetyczny
MINUSY:
- cena - regularna - około 25zł (ale można go dostać w promocji/z kuponem za ok. 15zł w SuperPharm)
OCENA OGÓLNA:
Wypadanie moich włosów już trochę opanowałam (chociaż jeszcze nie tak jak ja bym tego sobie życzyła) i obstawiam, że jest to efekt zmasowanego ataku przeróżnymi środkami działającymi w tym celu. Nie potrafiłabym przypisać redukcji wypadania tylko jednemu z kosmetyków, których dotychczas używałam. Ten szampon pewnie też miał jakiś swój udział w redukcji wypadania, ale polubiłam go głównie za świetną wydajność, intensywną pianę, bardzo dobre oczyszczanie włosów i nie plątanie ich.
Jeżeli uda mi się ten kosmetyk znaleźć w korzystnej cenie promocyjnej lub dostanę kupon z klubu Lifestyle (SuperPharm), to z pewnością jeszcze się w ten szampon zaopatrzę za jakiś czas (nie lubię stosować non stop tego samego szamponu, bo wydaje mi się, że włosy się "pryzwyczajają"), ale regularnej ceny raczej za niego nie zapłacę, choć wiem, że apteczne szampony na wypadanie włosów bywają znacznie droższe. Mimo wszystko jakoś wydaje mi się, że prędzej na wypadanie podziała wcierka, którą pozostawiam na głowie dłużej niż szampon i ma szansę trochę na skalp podziałać - teraz planuję zakup Loxonu, a później chyba powrót do Jantara...
A może Wy macie jakieś produkty na wypadanie godne polecenia? Tylko błagam - żadne ziołowe herbatki czy picie drożdży - blee :D. Już chyba wolę zainwestować w perukę niż pić zielska :D.
Muszę powiedzieć, że bardzo podobają mi się opakowania dermokosmetyków Pharmaceris - są proste i konkretne, może dla niektórych nieco surowe, ale mnie taka estetyka bardzo odpowiada, zwłaszcza w kosmetykach aptecznych.
Szampon ma kolor brązowy - obstawiam, że zawdzięcza to nie tylko dodatkowi barwników, ale także wyciągowi z liści herbaty i winorośli - dlatego też, jak zaznacza producent, nie jest zalecany do włosów silnie tlenionych.
Produkt ma przyjemny zapach, który utrzymuję się na włosach, bardzo dobrze się pieni, ma konsystencję żelopodobną. Jest szalenie wydajny - po 2 miesiącach używania jestem mniej więcej w połowie (myję włosy co 2-3 dni). Oczyszcza włosy dokładnie już po jednokrotnym myciu i na całe szczęście - nie plącze ich (i tak używam odżywki, ale sprawdziłam czy poradzę sobie z rozczesaniem włosów po tym szamponie bez niej i dało radę). Nie dostrzegłam wysuszenia włosów, ani innych negatywnych skutków stosowania tego produktu.
Zauważyłam, że szampon zredukował przetłuszczanie się moich włosów, a jeśli chodzi o wypadanie - nie zwiększyło się, być może nawet odrobinę zmniejszyło, ale do niedawna używałam jeszcze wcierki z Jantara, więc ciężko orzec, czy to efekt działania szamponu czy "pozostałości" efektu po Jantarze... Na pewno nie uzyskałam redukcji wypadania "nawet o 70%" jak napisano na opakowaniu - buu :(.
Składowo szampon nie powala - mnie to nie przeszkadza, bo i tak używam szamponów drogeryjnych, ale dla "włosomaniaczek" dużym minusem może być obecność w składzie chociażby SLS ;).
Minusem tego szamponu jest dla mnie cena, choć przyznaję, że jest piekielnie wydajny. Szampon aktualnie w sklepie Eris jest w promocji i butelka o pojemności 250ml kosztuje 21,52zł, a w cenie regularnej - 26,90zł. Wiem, że jest dostępny w SuperPharm, również za około 25zł, a można go dostać w promocji/z kuponem za około 15zł.
PLUSY:
- bardzo przyjemny zapach, który utrzymuje się na włosach
- delikatny dla włosów, nie przesusza ich, nie zauważyłam, żeby wypłukiwał kolor z moich farbowanych włosów
- nie plącze włosów
- skutecznie oczyszcza
- dobrze i obficie się pieni i łatwo spłukuje
- wydajny - niewielka ilość daje sporo piany
- żelowa konsystencja
- szata graficzna i design butelki - prosty i estetyczny
MINUSY:
- cena - regularna - około 25zł (ale można go dostać w promocji/z kuponem za ok. 15zł w SuperPharm)
OCENA OGÓLNA:
Wypadanie moich włosów już trochę opanowałam (chociaż jeszcze nie tak jak ja bym tego sobie życzyła) i obstawiam, że jest to efekt zmasowanego ataku przeróżnymi środkami działającymi w tym celu. Nie potrafiłabym przypisać redukcji wypadania tylko jednemu z kosmetyków, których dotychczas używałam. Ten szampon pewnie też miał jakiś swój udział w redukcji wypadania, ale polubiłam go głównie za świetną wydajność, intensywną pianę, bardzo dobre oczyszczanie włosów i nie plątanie ich.
Jeżeli uda mi się ten kosmetyk znaleźć w korzystnej cenie promocyjnej lub dostanę kupon z klubu Lifestyle (SuperPharm), to z pewnością jeszcze się w ten szampon zaopatrzę za jakiś czas (nie lubię stosować non stop tego samego szamponu, bo wydaje mi się, że włosy się "pryzwyczajają"), ale regularnej ceny raczej za niego nie zapłacę, choć wiem, że apteczne szampony na wypadanie włosów bywają znacznie droższe. Mimo wszystko jakoś wydaje mi się, że prędzej na wypadanie podziała wcierka, którą pozostawiam na głowie dłużej niż szampon i ma szansę trochę na skalp podziałać - teraz planuję zakup Loxonu, a później chyba powrót do Jantara...
A może Wy macie jakieś produkty na wypadanie godne polecenia? Tylko błagam - żadne ziołowe herbatki czy picie drożdży - blee :D. Już chyba wolę zainwestować w perukę niż pić zielska :D.
sobota, 14 września 2013
Lirene - Youngy 20+ - Pianka myjąca do twarzy i oczu
Na samym wstępie do dzisiejszej notki przypomnę Wam, że jakiś czas temu, a konkretnie - w moje urodziny - dostałam ogromną pakę kosmetyków od "Pań Erisek" czyli w ramach współpracy z Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris. Część z otrzymanych kosmetyków przeznaczyłam na rozdanie, które zakończyło się parę dni temu, część dostała mama, babcia - nawet tacie się dostało :D, a resztę zostawiłam sobie do testowania i zdawania Wam relacji na blogu. Jako że trochę czasu od otrzymania paczek już minęło (ponad 2 miesiące!) to możecie się spodziewać, że pojawi się niedługo sporo recenzji kosmetyków Pharmaceris, Lirene, Under 20 oraz Dr Irena Eris, ponieważ część produktów już przetestowałam (ale całkiem sporo jeszcze zostało!). Dwumiesięczny okres testów pozwolił mi dość dobrze poznać przekazane mi kosmetyki i dzisiaj chciałabym pokazać Wam jednego z moich ulubieńców :)... A mowa o piance myjącej do twarzy i oczu firmy Lirene z serii Youngy 20+ :).
Pianka Youngy 20+ to jeden z produktów, które postanowiłam wypróbować jako pierwsze i bardzo się z tego cieszę, bo jej tropikalny zapach był idealnym towarzyszem podczas wakacji - pachnie naprawdę prześlicznie, za co ma ode mnie bardzo dużego plusa ;).
Dotychczas jedyną pianką do twarzy jakiej używałam była ta z Love Me Green, ale muszę powiedzieć, że Lirene bije ją na głowę pod wieloma względami. W piance Lirene bardzo podoba mi się to, że ma znacznie bardziej "spienioną" i jakby "zbitą" konsystencję - zawdzięcza to typowemu atomizerowi do pianek - w rezultacie otrzymujemy produkt podobny do pianki do golenia :D. W produkcie Love Me Green była to pompka, która znacznie słabiej spieniała produkt. Ponadto sama piana nadal posiada zdolność do pienienia się (a masło posiada zdolność do maślenia trololo!) po opuszczeniu opakowania - w przeciwieństwie do pianki LMG - czuję, że rzeczywiście myje moją skórę, a nie tylko ją mizia ;). Po umyciu skóra jest wyczuwalnie dobrze oczyszczona, matowa, robi się nawet odrobinkę napięta, co niektórym może przeszkadzać. Niestety kosmetyk ten ma jedną wadę - może delikatnie skórę wysuszać, dlatego konieczne jest zastosowanie kremu po umyciu twarzy tą pianką. Ten fakt jednak nie przesłania mi wszystkich pozytywnych stron produktu i nadal uważam, że jest to bardzo fajny kosmetyk, a w dodatku szalenie wydajny (same dozujemy ilość pianki - a wystarczy naprawdę maleńko!) i za przyzwoitą cenę - około 16,50zł. Polecam do wypróbowania jeżeli lubicie tego rodzaju wynalazki - ja z chęcią jeszcze do niej kiedyś wrócę :).
PLUSY:
- bardzo ładny zapach - tropikalno-owocowy
- skutecznie oczyszcza twarz
- świetna konsystencja zbitej piany - jak pianka do golenia
- dobrze się pieni
- pozostawia skórę odświeżoną, czystą i matową
- bardzo dobry atomizer
- bardzo wydajna
- dozowanie produktu uzależnione od naszych potrzeb
- cena - ok 16,50zł
MINUSY:
- może odrobinę wysuszać
- pozostawia uczucie delikatnie napiętej skóry, co niektórzy mogą uznawać za dyskomfort (mnie to nie przeszkadza, bo jest naprawdę minimalne)
- skład nie powala zajebistością ;)
OCENA OGÓLNA:
5-/6
Pianka Youngy 20+ to jeden z produktów, które postanowiłam wypróbować jako pierwsze i bardzo się z tego cieszę, bo jej tropikalny zapach był idealnym towarzyszem podczas wakacji - pachnie naprawdę prześlicznie, za co ma ode mnie bardzo dużego plusa ;).
Dotychczas jedyną pianką do twarzy jakiej używałam była ta z Love Me Green, ale muszę powiedzieć, że Lirene bije ją na głowę pod wieloma względami. W piance Lirene bardzo podoba mi się to, że ma znacznie bardziej "spienioną" i jakby "zbitą" konsystencję - zawdzięcza to typowemu atomizerowi do pianek - w rezultacie otrzymujemy produkt podobny do pianki do golenia :D. W produkcie Love Me Green była to pompka, która znacznie słabiej spieniała produkt. Ponadto sama piana nadal posiada zdolność do pienienia się (a masło posiada zdolność do maślenia trololo!) po opuszczeniu opakowania - w przeciwieństwie do pianki LMG - czuję, że rzeczywiście myje moją skórę, a nie tylko ją mizia ;). Po umyciu skóra jest wyczuwalnie dobrze oczyszczona, matowa, robi się nawet odrobinkę napięta, co niektórym może przeszkadzać. Niestety kosmetyk ten ma jedną wadę - może delikatnie skórę wysuszać, dlatego konieczne jest zastosowanie kremu po umyciu twarzy tą pianką. Ten fakt jednak nie przesłania mi wszystkich pozytywnych stron produktu i nadal uważam, że jest to bardzo fajny kosmetyk, a w dodatku szalenie wydajny (same dozujemy ilość pianki - a wystarczy naprawdę maleńko!) i za przyzwoitą cenę - około 16,50zł. Polecam do wypróbowania jeżeli lubicie tego rodzaju wynalazki - ja z chęcią jeszcze do niej kiedyś wrócę :).
PLUSY:
- bardzo ładny zapach - tropikalno-owocowy
- skutecznie oczyszcza twarz
- świetna konsystencja zbitej piany - jak pianka do golenia
- dobrze się pieni
- pozostawia skórę odświeżoną, czystą i matową
- bardzo dobry atomizer
- bardzo wydajna
- dozowanie produktu uzależnione od naszych potrzeb
- cena - ok 16,50zł
MINUSY:
- może odrobinę wysuszać
- pozostawia uczucie delikatnie napiętej skóry, co niektórzy mogą uznawać za dyskomfort (mnie to nie przeszkadza, bo jest naprawdę minimalne)
- skład nie powala zajebistością ;)
OCENA OGÓLNA:
5-/6
TAG:
Lirene,
mycie,
oczyszczanie,
pianka,
twarz
czwartek, 12 września 2013
L'Oreal - Ideal Glow - Peeling rozświetlający - ulubieniec wśród peelingów do twarzy
Przyszła pora na post o moim ulubieńcu wśród peelingów do twarzy. Odkąd go używam zdążył zmienić już nawet szatę graficzną, ale sam produkt pozostał ten sam - i tak samo ulubiony :).
Peelingu L'Oreal Ideal Glow używam z przerwami już od kilku lat i niezmiennie jestem jego działaniem i nim samym zachwycona. Zacznę - chyba jak zwykle - od zapachu. Świeży, brzoskwiniowy - śliczny, boski wręcz. Zapach mógłby być największą zaletą tego produktu, ale jest jeszcze coś, co sprawia, że dotychczas nie znalazł się żaden peeling, który przypadłby mi do gustu bardziej niż ten - chodzi o wielkość i ilość drobinek. L'Oreal Ideal Glow ma drobinki średniej wielkości - największe to zmielone pestki brzoskwini, a te mniejsze, których jest naprawdę sporo to mikrogranulki polietylenowe. Takie połączenie sprawia, że ten peeling, choć nie jest bardzo mocnym zdzierakiem (uwielbiam takowe do ciała, ale moja twarz nie znosi ich zbyt dobrze...) - nadaje się nawet do codziennego stosowania, ściera obumarły naskórek bardzo dokładnie, ponieważ mikrogranulki są gęsto zawieszone w żelowej konsystencji produktu. Gruboziarniste peelingi nie zdają u mnie egzaminu, bo często robią mi "ziaziu" na twarzy lub mają zbyt mało drobinek i zdzierają mocno, ale niedokładnie. W przypadku tego peelingu ścieranie jest idealnie na takim poziomie jakiego oczekuję :).
Kosmetyk - gdyby pozbawić go drobinek, ma konsystencję żelową, nie zawierającą mydła, parabenów i alkoholu - ogólnie skład niezbyt długi i całkiem niezły. Żel delikatnie się pieni zapewniając nam oprócz peelingu - efekt czystej, odświeżonej i rozświetlonej cery.
Peeling ten kosztuje około 18zł w cenie regularnej, jednak można go dostać w promocji za 12-14zł. Jest bardzo łatwo dostępny - ja kupuję go zazwyczaj w Rossmannie :). Uważam, że jest wart swojej ceny i zamierzam go kupować po wsze czasy, chyba że znajdzie się jakiś peeling-cud, który go zdetronizuje ;). Gorąco go Wam polecam :).
PLUSY:
- piękny, brzoskwiniowy zapach
- idealna wielkość i ilość drobinek
- dokładne ścieranie
- średnio-intensywny "zdzierak" - dla mnie idealny do twarzy
- przyjemna, żelowa konsystencja
- delikatnie się pieni
- posiada właściwości myjące
- nie wysusza
- wygodna tubka
- estetyczne opakowanie
- bardzo wydajny
- nie najgorszy skład ;)
- cena - około 12-14zł w promocji, ok. 18zł regularna - nie należy do najtańszych, ale uważam, że jest warty swojej ceny, choć najlepiej polować na promocje ;)
MINUSY:
- dla mnie nie posiada minusów :)
OCENA OGÓLNA:
6/6
Peelingu L'Oreal Ideal Glow używam z przerwami już od kilku lat i niezmiennie jestem jego działaniem i nim samym zachwycona. Zacznę - chyba jak zwykle - od zapachu. Świeży, brzoskwiniowy - śliczny, boski wręcz. Zapach mógłby być największą zaletą tego produktu, ale jest jeszcze coś, co sprawia, że dotychczas nie znalazł się żaden peeling, który przypadłby mi do gustu bardziej niż ten - chodzi o wielkość i ilość drobinek. L'Oreal Ideal Glow ma drobinki średniej wielkości - największe to zmielone pestki brzoskwini, a te mniejsze, których jest naprawdę sporo to mikrogranulki polietylenowe. Takie połączenie sprawia, że ten peeling, choć nie jest bardzo mocnym zdzierakiem (uwielbiam takowe do ciała, ale moja twarz nie znosi ich zbyt dobrze...) - nadaje się nawet do codziennego stosowania, ściera obumarły naskórek bardzo dokładnie, ponieważ mikrogranulki są gęsto zawieszone w żelowej konsystencji produktu. Gruboziarniste peelingi nie zdają u mnie egzaminu, bo często robią mi "ziaziu" na twarzy lub mają zbyt mało drobinek i zdzierają mocno, ale niedokładnie. W przypadku tego peelingu ścieranie jest idealnie na takim poziomie jakiego oczekuję :).
Kosmetyk - gdyby pozbawić go drobinek, ma konsystencję żelową, nie zawierającą mydła, parabenów i alkoholu - ogólnie skład niezbyt długi i całkiem niezły. Żel delikatnie się pieni zapewniając nam oprócz peelingu - efekt czystej, odświeżonej i rozświetlonej cery.
Peeling ten kosztuje około 18zł w cenie regularnej, jednak można go dostać w promocji za 12-14zł. Jest bardzo łatwo dostępny - ja kupuję go zazwyczaj w Rossmannie :). Uważam, że jest wart swojej ceny i zamierzam go kupować po wsze czasy, chyba że znajdzie się jakiś peeling-cud, który go zdetronizuje ;). Gorąco go Wam polecam :).
PLUSY:
- piękny, brzoskwiniowy zapach
- idealna wielkość i ilość drobinek
- dokładne ścieranie
- średnio-intensywny "zdzierak" - dla mnie idealny do twarzy
- przyjemna, żelowa konsystencja
- delikatnie się pieni
- posiada właściwości myjące
- nie wysusza
- wygodna tubka
- estetyczne opakowanie
- bardzo wydajny
- nie najgorszy skład ;)
- cena - około 12-14zł w promocji, ok. 18zł regularna - nie należy do najtańszych, ale uważam, że jest warty swojej ceny, choć najlepiej polować na promocje ;)
MINUSY:
- dla mnie nie posiada minusów :)
OCENA OGÓLNA:
6/6
TAG:
L'Oreal,
mycie,
oczyszczanie,
peeling,
pielęgnacja,
twarz
środa, 28 sierpnia 2013
Pharmaceris N - Puri-Capilium - Żel kojący zaczerwienienia do mycia twarzy i oczu - recenzja gościnna
Osobiście nie mam problemów z naczynkami i zaczerwienieniem skóry twarzy, ale moja sąsiadka - również Kasia (bo wszystkie Kaśki to fajne chłopaki :D), niestety z takim problemem się boryka, dlatego też postanowiłam przekazać jej do testowania żel do mycia twarzy i oczu kojący zaczerwienienia Pharmaceris N - Puri-Capillium, który dostałam w ramach współpracy od "Pań Erisek" :D. Tym sposobem dzisiejsza recenzja będzie "gościnna", bo Kasia zdała mi właśnie relację z tego jak spisywał się u niej ten produkt. Poprosiłam ją, aby swoją recenzję wystawiła w formie plusów i minusów oraz podsumowała oceną - tak jak to u mnie zawsze wygląda, a jako że Kasia jest nauczycielką to wystawianie ocen ma opanowane jak nikt inny ;).
PLUSY:
- przyjemny delikatny zapach
- wygodny dozownik, który wypuszcza odpowiednią ilość produktu do dokładnego umycia całej twarzy
- dobrze się pieni
- zmywa dobrze fluid
- daje efekt wygładzonej cery
- nie podrażnia, nie zapycha (a Kasi cera ma tendencję do niespodzianek po nowych kosmetykach)
- daje uczucie odświeżenia
- konsystencja gęstego żelu, którą wygodnie się aplikuje na twarz - nie spływa i nie "ucieka"
- po dwutygodniowej obserwacji (regularne mycie 2 razy dziennie) Kasia zauważyła, że skłonność do czerwienienia się twarzy nieco się zmniejszyła
- bez parabenów, mydła, SLS, SLES i barwników
MINUSY:
- nie domywa tuszu do rzęs, z resztą makijażu daje sobie radę
- trochę wysusza cerę i powoduje uczucie ściągnięcia
- pieni się nawet aż za dobrze, bo wymaga chwili aby go spłukać ;)
OCENA OGÓLNA:
4+/6
Niestety blogspot postanowił zrobić mnie w jajo i wiadomość o poście rozdaniowym nie pojawiła się prawdopodobnie w Waszych News Feedach lub pojawiła się z takim opóźnieniem, że nawet jej nie zobaczyłyście. Zatem jeżeli macie ochotę na spory zestaw kosmetyków od Laboratorium Dr Irena Eris to zapraszam!
Jednocześnie zapraszam też na rozdanie na facebooku :).
TAG:
mycie,
naczynka,
oczyszczanie,
Pharmaceris,
twarz,
żel
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Love Me Green - Organic Vitalising Shampoo - Organiczny Witalizujący Szampon Do Włosów - szampon (nad)zwyczajny?
Nawiązując do tytułu posta - szampon Love Me Green jest nadzwyczajny - owszem - pod względem ceny i załóżmy - składu. Poza tym zupełnie zwyczajny... niestety. Co prawda przyciąga estetyką i obietnicami producenta co do działania, ale mnie dodatkowo odpycha miodowym zapachem... Co jeszcze mam o nim do powiedzenia? O tym w dalszej części posta.
PLUSY:
- dobrze się pieni
- delikatny skład, wg producenta w 98% naturalny - bez parabenów, phenoxyethanolu, EDTA, silikonów, pochodnych mineralnych i produktów etoksylowanych
- dobrze domywa włosy przy codziennym, nie wymagającym specjalnych zabiegów myciu - spełnia swoje zadanie w zasadniczej formie
- nie wpływa negatywnie na stan włosów
- nietestowany na zwierzętach
MINUSY:
- miodowy zapach, którego ja szczerze nie cierpię
- niezbyt dokładnie domywa oleje
- brak jakichkolwiek dodatkowych efektów na włosach oprócz ich umycia
- cena - 49,90zł za 200ml szamponu, który w dodatku za wiele nie czyni, to dla mnie absurd
OCENA OGÓLNA:
2/6
Po szamponie za 50zł spodziewałam się znacznie więcej. Płacimy jednak chyba tylko za markę (?) i "naturalność" produktu. Sprawdza się w swojej funkcji, bo przy normalnym myciu włosów dobrze je domywa i odświeża, gorzej jest przy zmywaniu olejów (nie chce się pienić za nic w świecie - trzeba umyć 2 lub 3 razy), no i nie robi nic ponad to, że myje. Nie wysusza - ale też nie nawilża, nie podrażnia skóry głowy, ale też nie łagodzi żadnych dolegliwości skalpu jak np. przetłuszczanie czy wypadanie włosów. Moim zdaniem można by za niego zapłacić 10-15zł - tak jak za drogeryjne szampony (które niejednokrotnie sprawdzały się na moich włosach lepiej niż ten), ale po moim doświadczeniu z nim, raczej bym już do niego nie wróciła, szczególnie ze względu na fakt, że pachnie miodowo (posiada miód w składzie), a mnie zapach miodu drażni i obrzydza... O certyfikacie EcoCert, który podobno posiadają składniki kosmetyków Love Me Green wypowiadać się nie będę - jeśli chcecie wiedzieć więcej, odsyłam Was do postów u Agulkowego Pola. No niestety (a dla mojego portfela - bardzo "stety"), szampon Love Me Green nie powalił mnie na kolana...
SKŁAD:
aqua (water), Aloe barbadensis leaf juice*, ammonium lauryl sulfate, cocamidopropyl betaine, glycerin, inulin, parfum (fragrance), sodium chloride, caprylyl/capryl glucoside, gluconolactone, sodium benzoate, mel (honey) extract, potassium sorbate, c12-16 alcohols, ammonium sulfate, sodium hydroxide, citric acid, calcium gluconate
PLUSY:
- dobrze się pieni
- delikatny skład, wg producenta w 98% naturalny - bez parabenów, phenoxyethanolu, EDTA, silikonów, pochodnych mineralnych i produktów etoksylowanych
- dobrze domywa włosy przy codziennym, nie wymagającym specjalnych zabiegów myciu - spełnia swoje zadanie w zasadniczej formie
- nie wpływa negatywnie na stan włosów
- nietestowany na zwierzętach
MINUSY:
- miodowy zapach, którego ja szczerze nie cierpię
- niezbyt dokładnie domywa oleje
- brak jakichkolwiek dodatkowych efektów na włosach oprócz ich umycia
- cena - 49,90zł za 200ml szamponu, który w dodatku za wiele nie czyni, to dla mnie absurd
OCENA OGÓLNA:
2/6
Po szamponie za 50zł spodziewałam się znacznie więcej. Płacimy jednak chyba tylko za markę (?) i "naturalność" produktu. Sprawdza się w swojej funkcji, bo przy normalnym myciu włosów dobrze je domywa i odświeża, gorzej jest przy zmywaniu olejów (nie chce się pienić za nic w świecie - trzeba umyć 2 lub 3 razy), no i nie robi nic ponad to, że myje. Nie wysusza - ale też nie nawilża, nie podrażnia skóry głowy, ale też nie łagodzi żadnych dolegliwości skalpu jak np. przetłuszczanie czy wypadanie włosów. Moim zdaniem można by za niego zapłacić 10-15zł - tak jak za drogeryjne szampony (które niejednokrotnie sprawdzały się na moich włosach lepiej niż ten), ale po moim doświadczeniu z nim, raczej bym już do niego nie wróciła, szczególnie ze względu na fakt, że pachnie miodowo (posiada miód w składzie), a mnie zapach miodu drażni i obrzydza... O certyfikacie EcoCert, który podobno posiadają składniki kosmetyków Love Me Green wypowiadać się nie będę - jeśli chcecie wiedzieć więcej, odsyłam Was do postów u Agulkowego Pola. No niestety (a dla mojego portfela - bardzo "stety"), szampon Love Me Green nie powalił mnie na kolana...
SKŁAD:
aqua (water), Aloe barbadensis leaf juice*, ammonium lauryl sulfate, cocamidopropyl betaine, glycerin, inulin, parfum (fragrance), sodium chloride, caprylyl/capryl glucoside, gluconolactone, sodium benzoate, mel (honey) extract, potassium sorbate, c12-16 alcohols, ammonium sulfate, sodium hydroxide, citric acid, calcium gluconate
TAG:
Love Me Green,
mycie,
szampon,
włosy
sobota, 8 czerwca 2013
Love Me Green - Organic Energising Cleansing Foam - Organiczna Energetyzująca Pianka Myjąca Do Twarzy
Jakiś czas temu otrzymałam propozycję współpracy od przedstawiciela firmy Love Me Green. Ostatnio trochę "kręcę nosem" na współprace, bo sesja, bo brak czasu, bo za dużo już tego. Jednak kiedy zobaczyłam opakowania - a trzeba Wam wiedzieć, że ja jestem najlepszym typem konsumenta, bo kupuję oczami ;), to od razu zapragnęłam przyjąć w posiadanie kilka kosmetyków tej firmy i dać im szansę sprawdzenia się na mojej skórze. Na pierwszy ogień pójdzie pianka do mycia twarzy, której używam już prawie od miesiąca :). Na wstępie powiem Wam, że myjadła do buzi w formie pianki jeszcze nie miałam, więc podjarałam się na wejściu jak pochodnia... a jak było dalej?
PLUSY:
- forma pianki - polubiłam i będę w przyszłości szukać tego typu gadżeciarskich rozwiązań
- bardzo wydajna - wystarczy jedno naciśnięcie i otrzymujemy ilość pianki wystarczającą do umycia twarzy
- nie wysusza skóry
- dość dokładnie oczyszcza (chociaż do poziomu Fresh Pharmacy z Lusha daleko)
- bardzo ładne opakowanie - trafia w moje poczucie estetyki :)
- przyjemny skład - wg producenta w 98% naturalny (podany na dole postu)
- ekstrakty roślinne wysoko w składzie
- nie zawiera parabenów, fenoksyetanolu, silikonów, EDTA, pochodnych olejów mineralnych, produktów etoksylowanych
- zapach otrzymywany na bazie naturalnych wyciągów roślinnych, ale podobno jest hipoalergiczny - u mnie podrażnień nie wywołał, ale moja skóra nie ma takich skłonności
- nie testowany na zwierzętach
MINUSY:
- na własne życzenie wkopałam się z zapachem - grejpfrut dla cytruso-hejterów, których jestem dumną przedstawicielką, to nie najlepsza opcja, ale nawet go znoszę...
- opakowanie jest nieprzezroczyste, w związku z czym nie wiemy ile produktu jeszcze pozostało
- może pozostawiać czasami uczucie ściągnięcia, co dla niektórych jest wadą - mnie to nie przeszkadza, mam wręcz wrażenie, że skóra została po prostu dobrze oczyszczona
- nie pieni się ponad stan "spienienia", który otrzymujemy w momencie, kiedy produkt wydostaje się z pompki, natomiast nałożony na skórę traci spienienie
- cena - 49,90zł za 100ml - niestety bardzo wysoka
OCENA OGÓLNA
3/6
Wszystko byłoby całkiem nieźle gdyby nie cena... No i zapach, ale nacięłam się sama, bo chciałam koniecznie wypróbować piankę. Ogólnie produkt jest naprawdę sympatyczny, ale mógłby kosztować 20zł i wtedy z pewnością dostałby ode mnie wyższą ocenę. Wykorzystam go do końca, ale kolejnego zakupu raczej nie wróżę - będę szukać innych produktów do mycia twarzy w formie pianki, bo pod tym względem bardzo mi się ta zabawa spodobała :). Za duży plus uznaję skład produktu i fakt, że nie jest testowany na zwierzaczkach. Opakowanie jest śliczne, bardzo mi się taka estetyka podoba, firma trafiła w mój gust w 100%, natomiast szkoda, że sama buteleczka jest nieprzezroczysta, bo nie widać ile zostało w niej produktu. O certyfikacie EcoCert, który podobno posiadają składniki kosmetyków Love Me Green wypowiadać się nie będę - jeśli chcecie wiedzieć więcej, odsyłam Was do postów u Agulkowego Pola
Czy polecam? Hmm... Jeśli ktoś może sobie finansowo pozwolić na myjadło do pyszczka za 50zł to można spróbować, ale nie jest to kosmetyk niezbędny ;).
Do kupienia w sklepie internetowym Love Me Green.
SKŁAD
Aqua (water), Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Rosa Damascena (rose) Flower Water*, Disodium Cocoyl Glutamate, Centaurea Cyanus (cornflower) Flower Water*, Sodium Cocoamphoacetate, Gluconolactone, Sodium Benzoate, Sodium Cocoyl Glutamate, Potassium Sorbate, Caprylyl/Capryl Glucoside, Glycerin, Citric Acid, Hydrolyzed Linseed Extract*, Sodium Hydroxide, Parfum (fragrance), Benzyl Alcohol, Calcium Gluconate, Dehydroacetic Acid, Melilotus Officinalis Extract, Carica Papaya (papaya) Fruit Extract, Limonene, Citronellol, Citral, Linalool, Coumarin, Geraniol, Farnesol, Isoeugenol, Eugenol, Benzyl Benzoate, Benzyl Salicylate, Methyl 2-Octynoate, Hydroxyioshexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Hydroxycitronellal, Hexyl Cinnamal, Alpha-Isomethyl Ionone, Amyl Cinnamal, Amyl Cinnamyl Alcohol, Anise Alcohol, Cinnamyl Alcohol, Butylphenyl Methylpropional, Benzyl Cinnamate, Cinnamal.
PLUSY:
- forma pianki - polubiłam i będę w przyszłości szukać tego typu gadżeciarskich rozwiązań
- bardzo wydajna - wystarczy jedno naciśnięcie i otrzymujemy ilość pianki wystarczającą do umycia twarzy
- nie wysusza skóry
- dość dokładnie oczyszcza (chociaż do poziomu Fresh Pharmacy z Lusha daleko)
- bardzo ładne opakowanie - trafia w moje poczucie estetyki :)
- przyjemny skład - wg producenta w 98% naturalny (podany na dole postu)
- ekstrakty roślinne wysoko w składzie
- nie zawiera parabenów, fenoksyetanolu, silikonów, EDTA, pochodnych olejów mineralnych, produktów etoksylowanych
- zapach otrzymywany na bazie naturalnych wyciągów roślinnych, ale podobno jest hipoalergiczny - u mnie podrażnień nie wywołał, ale moja skóra nie ma takich skłonności
- nie testowany na zwierzętach
MINUSY:
- na własne życzenie wkopałam się z zapachem - grejpfrut dla cytruso-hejterów, których jestem dumną przedstawicielką, to nie najlepsza opcja, ale nawet go znoszę...
- opakowanie jest nieprzezroczyste, w związku z czym nie wiemy ile produktu jeszcze pozostało
- może pozostawiać czasami uczucie ściągnięcia, co dla niektórych jest wadą - mnie to nie przeszkadza, mam wręcz wrażenie, że skóra została po prostu dobrze oczyszczona
- nie pieni się ponad stan "spienienia", który otrzymujemy w momencie, kiedy produkt wydostaje się z pompki, natomiast nałożony na skórę traci spienienie
- cena - 49,90zł za 100ml - niestety bardzo wysoka
OCENA OGÓLNA
3/6
Wszystko byłoby całkiem nieźle gdyby nie cena... No i zapach, ale nacięłam się sama, bo chciałam koniecznie wypróbować piankę. Ogólnie produkt jest naprawdę sympatyczny, ale mógłby kosztować 20zł i wtedy z pewnością dostałby ode mnie wyższą ocenę. Wykorzystam go do końca, ale kolejnego zakupu raczej nie wróżę - będę szukać innych produktów do mycia twarzy w formie pianki, bo pod tym względem bardzo mi się ta zabawa spodobała :). Za duży plus uznaję skład produktu i fakt, że nie jest testowany na zwierzaczkach. Opakowanie jest śliczne, bardzo mi się taka estetyka podoba, firma trafiła w mój gust w 100%, natomiast szkoda, że sama buteleczka jest nieprzezroczysta, bo nie widać ile zostało w niej produktu. O certyfikacie EcoCert, który podobno posiadają składniki kosmetyków Love Me Green wypowiadać się nie będę - jeśli chcecie wiedzieć więcej, odsyłam Was do postów u Agulkowego Pola
Czy polecam? Hmm... Jeśli ktoś może sobie finansowo pozwolić na myjadło do pyszczka za 50zł to można spróbować, ale nie jest to kosmetyk niezbędny ;).
Do kupienia w sklepie internetowym Love Me Green.
SKŁAD
Aqua (water), Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Rosa Damascena (rose) Flower Water*, Disodium Cocoyl Glutamate, Centaurea Cyanus (cornflower) Flower Water*, Sodium Cocoamphoacetate, Gluconolactone, Sodium Benzoate, Sodium Cocoyl Glutamate, Potassium Sorbate, Caprylyl/Capryl Glucoside, Glycerin, Citric Acid, Hydrolyzed Linseed Extract*, Sodium Hydroxide, Parfum (fragrance), Benzyl Alcohol, Calcium Gluconate, Dehydroacetic Acid, Melilotus Officinalis Extract, Carica Papaya (papaya) Fruit Extract, Limonene, Citronellol, Citral, Linalool, Coumarin, Geraniol, Farnesol, Isoeugenol, Eugenol, Benzyl Benzoate, Benzyl Salicylate, Methyl 2-Octynoate, Hydroxyioshexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Hydroxycitronellal, Hexyl Cinnamal, Alpha-Isomethyl Ionone, Amyl Cinnamal, Amyl Cinnamyl Alcohol, Anise Alcohol, Cinnamyl Alcohol, Butylphenyl Methylpropional, Benzyl Cinnamate, Cinnamal.
TAG:
Love Me Green,
mycie,
oczyszczanie,
pianka,
twarz
Subskrybuj:
Posty (Atom)