piątek, 31 maja 2013

Yankee Candle - promocja w Mydlarni Hebe!




W poprzednim poście pisałam o woskach Yankee Candle i pytałam o Wasze typy, bo planowałam zamówić je ponownie i wypróbować nowe zapachy. Astoria w swoim komentarzu napisała, że Mydlarnia Hebe w ostatnim dniu miesiąca (czyli dziś) obniża ceny wosków z 6,00zł na 4,50zł - to super okazja i ja właśnie kliknęłam swoje zamówienie, w którym znalazły się woski:
- Beach Flowers
- Beach Wood
- Black Coconut
- Fireside Treats
- Home Sweet Home
- Macintosh Spice
- Pink Sands
- Warm Spice
- Vanilla Cupcake
- Sun & Sand



Jeżeli również macie ochotę wypróbować woski Yankee Candle, to myślę, że warto skusić się na promocję. Przy zakupie 10 wosków wysyłka kosztuje 6zł :).

niedziela, 26 maja 2013

Woski zapachowe Yankee Candle - warto czy nie?

Na fali zainteresowania woskami zapachowymi popłynęłam i ja - już rok temu! Jestem ogromną fanką pachnideł w domu - wszelkich świeczek, odświeżaczy, wosków, olejków - wszystkiego co aromatyzuje pomieszczenia. Nie mogłam się zatem nie skusić na wypróbowanie Yankee Candle, które święciły triumfy na blogach :). Tym sposobem w moim posiadaniu znalazły się następujące zapachy:
- French Vanilla
- Strawberry Buttercream
- Ocean Blossom
- Clean Cotton
- Warm Spice
- Pink Lady Slipper
- White Gardenia
- Midnight Jasmine
Przedstawię Wam pokrótce co myślę o każdym z nich, bo bardzo się różnią - przede wszystkim intensywnością zapachu.
Uwielbiam zapachy jedzenio-podobne, dlatego też kilka takich wosków znalazło się w mojej kolekcji - były to:
- French Vanilla - bardzo tradycyjny waniliowy zapach, intensywny - łatwo się nim znudzić, więc nie polecam kupowania dużego słoja - zdecydowanie lepszą opcją są tartaletki woskowe i zmienianie zapachów co jakiś czas, żeby nie zanudzić nosa :D
- Warm Spice - mój faworyt i ulubieniec z wszystkich zapachów, które zamówiłam! Pyszny cynamonowo-ciasteczkowy zapach, aż chciałoby się go zjeść <3. Z pewnością zamówię go w dużych ilościach następnym razem ;). Szczególnie świetny na zimę, intensywność duża - czuć go w całym mieszkaniu, ale ten zapach akurat - w przeciwieństwie do poprzednika - nie znudził mi się :)
- Strawberry Buttercream - najsłabszy z wszystkich zamówionych przeze mnie wosków - w ogóle go nie polecam - bardzo słaby, słodki, mdły - pachnie trochę jak lizaki Chupa-Chups truskawkowo-waniliowe, ale niemalże niewyczuwalnie - moim zdaniem bubel i na pewno już u mnie nie zagości...
Zapachy świeże to idealna alternatywa na lato, więc i takie postanowiłam zakupić. Należą do nich:
- Clean Cotton - po Warm Spice - drugie miejsce w moim rankingu - idealny zapach czystego prania, intensywny - odświeża całe pomieszczenie, jakby dopiero rozwieszono w nim pranie :D - zdecydowanie polecam :)
- Ocean Blossom - przypomina mi trochę Clean Cotton z dodaną do niego nutą kwiatową - po jakimś czasie zaczyna być męczący, gdyż jest dość intensywny... to dość przyjemny zapach, ale raczej już do niego nie wrócę - przewąchał mi się ;)

Ostatnią grupą zapachów, które przygarnęłam, były zapachy kwiatowe:
- White Gardenia - zmysłowy, kwiatowy zapach, intensywny, ale dość monotematyczny, nie będę do niego raczej wracać...
- Midnight Jasmine - kolejny zmysłowy zapach - idealny na ciepłe, letnie wieczory, również intensywny - jednocześnie świeży i ciężki - ciekawa mieszanka :)
- Pink Lady Slipper - znacznie słodszy od poprzedników - mieszanka najsłodszych kwiatowych zapachów, dość intensywny, przyjemny, ale nie porwał mnie ;)

Ja na pewno zdecyduję się na kolejne zamówienia wosków z Yankee Candle - na świece raczej nie, bo uważam, że są absurdalnie drogie... Poza tym zapachy szybko mi się nudzą, więc wolę mieć możliwość zmiany zapachów i nie przywiązywać się do jednej wielkiej świecy za prawie 100zł, której zakupu pewnie bym pożałowała...

Jak tam Wasze doświadczenia z Yankee Candle? Macie jakieś wypróbowane woski, które możecie polecić? Będę niedługo robić zamówienie i może podrzucicie mi jakieś pomysły? Nie znoszę zapachów cytrusowych, nie lubię lawendy, ogólnie owocowe zapachy też nie bardzo... Najbardziej lubię "jedzeniowe" aromaty i jakieś ciekawe kwiatowe lub perfumowe kompozycje :D - macie coś takiego? :)
A może znacie tańszą alternatywę dla wosków Yankee Candle, która jest równie dobra?

niedziela, 19 maja 2013

L'Occitane en Provence - Miniaturowy koszyczek - MINIrecenzje MINIproduktów - część II

Obiecana część II minirecenzji miniproduktów, jakimi uraczyło nas L'Occitane en Provence w okolicach Wielkanocy - czyli koszyczek miniaturek (część I <-- klik!). Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby popełnić osobne recenzje dla każdego z tych maleństw, bo prawdopodobnie samo przygotowanie każdej pojedynczej notki zajęłoby mi więcej czasu niż zużycie kosmetyków ;). Nie będę się powtarzać na temat tego co myślę ogólnie o akcji wysyłania miniaturek do pierdyliarda blogerek - napisałam to już poprzednio. Przejdę po prostu do wyrażenia opinii o tych produktach.
L'Occitane en Provence - Verbena Shower Gel
Całkiem przyjemny zapach - kojarzy mi się z babką cytrynową - choć (delikatnie mówiąc) nie przepadam za cytrusowymi zapachami, to ten babkowy aromat nawet przypadł mi do gustu. Po kilku użyciach nie byłam w stanie zauważyć efektu pielęgnacyjnego tego produktu, ale gdyby wysuszał, to raczej widziałabym od razu, więc przypuszczam, że tego nie czyni. Troszkę za słabo się pieni, ale jest dość wydajny... mimo wszystko nie porwał mnie na tyle, aby wydać 59,00zł i otrzymać 250ml produktu.
Ocena: 3
L'Occitane en Provence - Dry Skin Hand Cream
Zapach mnie nie powalił - podobny do klasycznego kremu Nivea. Dość treściwa konsystencja, która dobrze się rozprowadza, ale niestety wolno wchłania i pozostawia tłustą warstwę na skórze - mam wrażenie non-stop spoconych dłoni. Dla mnie - tylko do używania przed snem, ale rano nie czułam dużej różnicy w nawilżeniu dłoni... Niespecjalnie go polubiłam i na pewno nie wydałabym 29,90zł za 30ml tego kremu - a podobno to ich bestseller. Idę umyć ręce...
Ocena: 2
L'Occitane en Provence - Extra-gentle Milk Soap
Zupełnie zwyczajne mydło, o równie zwyczajnym mydlanym zapachu. Nie wysusza, ale też nie robi nic ponadto. Zupełnie niewarte 32zł za 250g - nawet za ładne opakowanie w stylu retro.
Ocena: 2
L'Occitane en Provence - Immortelle - Precious Night Cream
Mój koszmarek... Bardzo treściwa, ciężka konsystencja, zapach ma w sobie coś chemicznego, co w ogóle mi nie odpowiada. Nie dziwię się, że to krem na noc, bo nie wiem kto wytrzymałby z nim na twarzy w ciągu dnia. Przyznam Wam szczerze - użyłam go raz i nigdy więcej. Tak przetłuszczonej, dosłownie kapiącej skóry, kiedy obudziłam się rano, nie miałam dawno... Nie rozumiem czemu jest bestsellerem, nie wiem czemu kosztuje 210zł za 50ml... No rzeczywiście jest "drogocenny"...
Ocena: 1
L'Occitane en Provence - Pivoine Flora EDT
Najprzyjemniejszy produkt z całej paczuszki, mimo tego, że dla mnie to raczej mgiełka niż woda toaletowa, gdyż utrzymuje się tylko około 3 godziny. Uwielbiam zapach piwonii - choć w tym produkcie jest nieco przytłoczony innymi nutami, to otrzymujemy przyjemną kwiatowo-zieloną miksturę. Bardzo przyjemny zapach na lato. Niestety cena za 50ml to 210zł, co stawia go na wysokiej półce cenowej - wyżej nawet od niektórych zapachów topowych projektantów...
Ocena: 4+

poniedziałek, 6 maja 2013

EOS - Evolution of Smooth - Organic Lip Balm Smooth Sphere - Strawberry Sorbet - balsam do ust

Na jajeczko od EOS czaiłam się dość długo, aż w końcu jakieś 2 miesiące temu zdecydowałam się na dorzucenie go do większych zakupów na cocolita.pl (aktualnie nie mają go już w sprzedaży, ale widziałam dużo ofert na allegro). Intrygował mnie design opakowania i dobre opinie, a jako kosmetykoholiczka po prostu musiałam w końcu sama go wypróbować. I co? Jajeczko bardzo ładne, fajny gadżet, ale czy dobry kosmetyk? Przekonajmy się...
PLUSY:
- fajny, nowoczesny design
- wygodna aplikacja - nawet lepsza od standardowych balsamów w pomadce - jednocześnie smarujemy dolną i górną wargę
- łatwo znaleźć go w torebce ze względu na kształt :D
- zamykanie na "klik" - mamy pewność, że się nie otworzy w czeluściach torby
- przyjemny zapach - ja mam wersję truskawkową
- słodki, owocowy smak
- lekka konsystencja - nie lepi się
- bardzo wydajny
- dobry skład - wg producenta - w 100% naturalny, w 95% organiczny
MINUSY:
- nie nawilża
- nie wygładza
- nadaje się chyba tylko do bezproblemowych ust, bo nie robi nic...
- cena - różnie od 20 do nawet 30zł - jak na balsam do ust to bardzo dużo
- dość twardy
- trudno dostępny - aktualnie chyba jedynie na allegro
OCENA OGÓLNA:
1+/6
Drogi, gadżeciarski bubel... Przykro mi, że mnie tak zawiódł. Plusa dostaje tylko i wyłącznie za to, że jest po prostu ładny, przyjemnie pachnie i smakuje. Ale czy po to kupuje się balsamy do ust? No nie do końca... W ogóle nie nawilża - usta nim posmarowane, a nawet smarowane cały dzień - co godzinę (bo taki eksperyment też zrobiłam) wyglądają dokładnie tak samo jakbym nie nakładała na nie zupełnie nic. Chyba każdy balsam do ust jaki kiedykolwiek miałam działał lepiej od tego dizajnerskiego cudaka i w ogóle nie rozumiem zachwytów nad nim... Moje usta w zimie są bardzo wysuszone, ale teraz - wiosną - nie robią aż takich problemów, a EOS nawet z najbardziej podstawowym, lekkim wysuszeniem sobie nie radzi. Nie polecam - wydacie tylko sporo kasy, a nie dostaniecie w zamian żadnej pielęgnacji. Już lepiej wydać piątaka na Tisane, który działa o niebo lepiej i też ładnie pachnie. Nie wiem czy uda mi się toto ustrojstwo zużyć, bo w związku z tym, że jest dość twardy to wydajna z niego cholera, a ja nie wiem po co mam używać czegoś co nie działa...

SKŁAD:
Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Beeswax/Cera Alba (Cire D'abeille)*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Natural Flavor (Aroma), Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Stevia Rebaudiana Leaf/Stem Extract*, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Fragaria Vesca (Strawberry) Fruit Extract*, Limonene**, Linalool**
*składnik organiczny **składnik naturalny

niedziela, 5 maja 2013

Bielenda - Młodzieńczy Blask - Odżywczy krem ultra nawilżający

Nowość od Bielendy zagościła u mnie jakiś czas temu. Prawdę mówiąc byłam nastawiona sceptycznie do tego kremu, bo - jakkolwiek produkty Bielendy w większości lubię, tak akurat ich kremy do twarzy zazwyczaj oceniałam jako co najwyżej przyzwoite - bez szału. Tym razem jest już naprawdę nieźle - odstawiłam nawet chwilowo mój ulubiony Biotherm Aquasource i na razie pozostaję przy Bielendzie Młodzieńczy Blask, gdyż ma on jedną świetną właściwość - jaką? O tym w dalszej części recenzji :).
 PLUSY:
- największy i najważniejszy - świetnie nadaje się pod makijaż, ponieważ nie powoduje błyszczenia, a nawet znacznie je redukuje!
- krem przeznaczony typowo dla cery 20+
- przyjemnie nawilża
- nie pozostawia wyczuwalnej ani widocznej warstwy na twarzy
- lekka konsystencja
- łatwo się wchłania
- bez parabenów, oleju parafinowego, PEG i sztucznych barwników
- przyjemny zapach - delikatny i nienachalny
- cena około 17zł
MINUSY:
- konsystencja mogłaby być jeszcze lżejsza - dla mnie ideał to hydrożel, ale to już bardziej moje widzimisię niż minus ;)
- zapach mógłby być nieco intensywniejszy - to moja opinia, ale wiem, że wielu osobom zbyt mocne zapachy kosmetyków przeszkadzają, więc w sumie dobrze, że firma nie przesadziła ;)
OCENA OGÓLNA:
5+/6
Bardzo fajny krem - jestem mile zaskoczona polskim produktem - firma Bielenda zrobiła mi naprawdę dużą i pozytywną niespodziankę tym produktem. W tej chwili mogę powiedzieć, że jest to ich najlepszy krem jakiego do tej pory używałam. Z chęcią wypróbuję wersję matującą, kiedy ten mi się skończy. Szczególnie polubiłam ten krem za to, że kiedy nałożę na niego makijaż, nie mam problemu z błyszczeniem się twarzy - świetnie współpracuje z moim aktualnym ulubieńcem BeBikowym (Lioele Dollish ;)) - przez cały dzień utrzymują błyszczenie w ryzach (ech ta cera mieszana i odwodniona...). Jestem tym faktem bardzo zaskoczona, gdyż właściwie prawie każdy krem jaki nakładałam pod makijaż powodował nasilenie błyszczenia!
Skład jest niezły, ale wpakowano do niego DMDM Hydantoin, co mi się nie podoba i mam nadzieję, że w końcu ten konserwant przestanie być używany, gdyż jest to donor formaldehydu (na zielono w składzie zaznaczyłam składniki w miarę neutralne, na niebiesko substancje pochodzenia roślinnego i wyciągi roślinne, na pomarańczowo takie, które mogą spowodować podrażnienia lub w inny sposób potencjalnie mogę zadziałać negatywnie, natomiast na czerwono - składniki, które nie powinny się znaleźć w produkcie, gdyż są szkodliwe). Co do zastosowanej technologii ciekłokrystalicznej... Hmm... Lipidy membranowe, kompatybilność z barierą hydrolipidową - klient-laik i tak nie będzie wiedział o co chodzi i z czym to się je, a tym bardziej nie sprawdzi tego, możemy więc pozostać przy zaufaniu do producenta, że rzeczywiście takowa technologia w kremie jest ;).
Pomimo drobnej wpadki w składzie, ja zamierzam nadal używać tego kremu, gdyż w tej chwili zapewnia mi efekt jakiego oczekuję najbardziej - brak błyszczenia, które było zawsze moją zmorą ;). Jeżeli też borykacie się z tym problemem - być może pomoże Wam tak jak mnie, a zatem - polecam :).

SKŁAD: Aqua (Water), Caprylic/Capric Triglyceride, Ethylhexyl  Stearate, Sorbitan Stearate, Sorbityl Laurate, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Glycerin, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Olea Europea (Olive) Oil, Punica Granatum Fruit Extract, Propylene Glycol, Caesalpinia Spinosa Oligosacchrides, Caesalpinia Spinosa Gum, Panthenol, Sodium Hyaluronate, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Squalene, Dimethicone, Cyclopentasiloxane, Beta-Sitosterol, Hydroxyethylcellulose, Ethylhexylglycerin, Citric Acid, Disodium EDTA, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Phenoxyethanol, DMDM Hydantoin, Parfum (Fragrance), Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool.




sobota, 4 maja 2013

Joko - Orient Express - Nail Enamel - J174 Byzantine Rose, J178 Blue Fez, J179 Persian Carpet - lakiery do paznokci

Posta lakierowego nie było u mnie od dłuższego czasu... Powód? Moje paznokcie przeżywały apogeum złego stanu... Nie wiem czy to kwestia zaprzestania używania Nail Teka czy zmiany organiczne wynikające z trybu życia, stresu, nie do końca dobrego odżywiania, ale po prostu moje paznokcie ostatnio to jakaś tragedia... Muszę się za nie porządnie zabrać! Wracając jednak do lakierów - dostałam ostatnio od firmy Joko takie śliczności, że po prostu musicie je zobaczyć! :D Trzy lakiery z kolekcji Orient Express w przecudnych kolorach, które urzekł mnie od pierwszego wejrzenia <3. Zapraszam do recenzji!
PLUSY:
- prześliczne kolory - nasycony róż Byzantine Rose, błękitny jak niebo Blue Fez i pistacjowy Persian Carpet
- niezłe krycie - 2 warstwy
- przyzwoity czas schnięcia
- trwałość 3-4 dni - może być
- bardzo wygodny, zaokrąglony i szeroki pędzelek - dobrze się maluje
- cena 13,50zł za 10ml w sklepie firmowym Miraculum
MINUSY:
- dla mnie są odrobinę za gęste i obawiam się, że jeszcze zgęstnieją...
OCENA OGÓLNA:
4+/6
Uważam, że lakiery zasługują na 4 z plusem - przede wszystkim za śliczne kolory, niezłe krycie i nawet przyzwoitą trwałość (jeżeli lakier wytrzymuje na moich paznokciach dłużej niż 2 dni to jest już nieźle ;)). Przyznam, że nazwa kolekcji - Orient Express jakoś z takimi kolorami mi się nie kojarzy, bo moim zdaniem są typowo wiosenne, ale taka była wizja producenta, więc spierać się nie będę, bo tak czy siak - podoba mi się! Jedyne do czego mogę się przyczepić to fakt, że lakiery są jak na mój gust odrobinę za gęste i przez to wydają się tworzyć grubą warstwę na paznokciu, chociaż z drugiej strony to chyba typowe dla mlecznych odcieni (w kolorze Byzantine Rose ten efekt jest najmniej wyrażony chyba właśnie przez to, że nie jest to "mleczak"). Jeżeli natkniecie się na te lakiery - warto wypróbować, ja jestem zadowolona :).