Strobing to trend w makijażu, który pojawił się latem tego roku i postanowił zawalczyć o palmę pierwszeństwa z dotychczas królującym nam miłościwie konturowaniem. Ponieważ ja nie potrafię się jednak z nim pożegnać, postanowiłam te dwie makijażowe techniki połączyć! Z pomocą tym razem przyszła mi marka Lirene, która wypuściła kilka bardzo ciekawych nowości, które przedstawię Wam w dzisiejszym poście wraz z moimi pomysłami na ich zastosowanie. Zapraszam do czytania i oglądania, bo zdjęć jest duuuużo!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą baza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą baza. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 10 listopada 2016
poniedziałek, 2 maja 2016
Photoshop w tubce - baza Smashbox - Pore Minimizing - Photo Finish Foundation Primer
Na bazę minimalizującą pory i wygładzającą "chorowałam" od bardzo długiego czasu, aż w końcu upolowałam sobie Smashbox - Pore Minimizing - Photo Finish Foundation Primer w ramach prezentu imieninowego w listopadzie zeszłego roku. Od tamtego czasu skrupulatnie ją testowałam - pojawiała się w makijażach na Youtube, trafiła nawet do ulubieńców, choć na blogu jeszcze nie zawitała. Pomyślałam, że najwyższa pora o niej parę słów napisać :).
czwartek, 5 listopada 2015
Niespodziewane odkrycie za grosze - W7 - Make Up & Glow - Bronzing Base - baza brązująca
Witajcie! Dzisiaj pragnę przedstawić Wam bardzo ciekawy produkt, który spokojnie mogę nazwać "odkryciem za grosze", czyli bazę brązującą W7 - Make Up & Glow - Bronzing Base. Jeżeli jeszcze o niej nie słyszałyście, to zapewniam Wam, że jest warta poznania - a dlaczego - to wyjaśnię w dalszej części posta - zapraszam!
piątek, 6 lutego 2015
Lumene - Beauty Base - Eyeshadow Primer - baza nad bazy!
Moja przygoda z bazami pod cienie do powiek rozpoczęła się kilka lat temu od bazy w słoiczku Art Deco. Od tego czasu wypróbowałam już kilka produktów, które zazwyczaj mi odpowiadały (oprócz bazy Grashka), ale mimo wszystko nadal szukałam, bo żadna nie miała w sobie "tego czegoś". Wygląda jednak na to, że nadszedł kres moich poszukiwań, bo znalazłam świetny i bardzo przystępny cenowo produkt, który chyba zostanie ze mną na dłużej. Zapraszam do czytania :).
TAG:
baza,
cienie,
cienie do powiek,
Lumene,
makijaż
wtorek, 16 września 2014
Catrice - Prime and Fine - Eyeshadow Base - baza pod cienie do powiek - nowe odkrycie + delikatny makijaż paletą Sleek Vintage Romance
Poszukiwania idealnej bazy pod cienie do powiek nie są może aż tak skomplikowane jak poszukiwania idealnego podkładu, jednak również potrafią sprawić pewne trudności. Szybka kalkulacja i okazuje się, że przetestowałam już 8 różnych baz pod cienie i dotychczas tylko 3 spisały się wystarczająco dobrze, aby pozostać ze mną na dłużej. Dzisiaj opiszę Wam jedną z nich - moje niedawne odkrycie, czyli bazę Catrice - Prime and Fine.
niedziela, 1 września 2013
Grashka - Baza pod cienie i do ust - dramat w jednym akcie...
Kosmetyki Grashki dotychczas znałam tylko z blogów - słyszałam o megaprzezajebistym Grashkowym tuszu, ale jakoś jeszcze nie było nam po drodze. Moje najbliższe spotkanie z Grashką nastąpiło dzięki lipcowemu ShinyBox, w którym znalazłam Bazę pod cienie i do ust oraz pojedynczy cień do powiek. Cień powędrował do Margaaretki, ponieważ ja jestem wyznawcą (tak, tak - to prawie jak religia ;)) palet Sleeka, natomiast ja wzięłam pod lupę bazę.
Muszę z przykrością stwierdzić, że się z tą panią nie polubimy. Baza ma co prawda całkiem wygodne opakowanie, ale jest ono bardzo malutkie - zaledwie 1,2ml w cenie 11,90zł (na igruszka.pl) podczas gdy za 5g mojej ulubionej bazy czyli Joko Exclusive EyeShadows Base płacę 17,90zł. Różnica jest spora. Ale co tam mój ulubieniec - porównajmy cenę z hitem wśród baz - Urban Decay Primer Potion - dostępny w cenie około 100zł za 10ml - za 1,2ml zapłaciłybyśmy 12zł, czyli tyle samo co za bazę Grashki - dla mnie to niezły reality check - ta baza jest po prostu strasznie droga! A swojej ceny kompletnie niewarta, co zaraz Wam opiszę.
Dla mnie ogromnym minusem jest fakt, że baza ta ma cieliste zabarwienie, które gasi mi kolory niektórych cieni! Jeszcze się z czymś takim w bazie nie spotkałam, ale przy wykonywaniu makijażu do palety Sleek Brights, gdzie używałam jasnych odcieni mięty musiałam się bardzo napracować, żeby uzyskać nasycony kolor! Kolor bazy jakby "brudził" kolor cienia, co jest niedopuszczalne, bo z zasady bazy powinny kolory cieni wręcz podbijać! W obliczu czegoś takiego śmiem twierdzić, że baza ta nadaje się tylko do makijaży w beżach i brązach ;). Nie doszłam jednak jeszcze do największego minusa tego kosmetycznego indywiduum! Kiedy to zobaczyłam ogarnął mnie pusty śmiech i rzuciłam to badziewie w kąt! Cień na bazie zrolował mi się na powiece mniej więcej po 15 minutach od nałożenia i działo się tak za każdym razem po jej użyciu. A co zrobiła z ustami (bo jest jednocześnie produktem do ust)? Jedynie podkreśliła suche skórki - przedłużenia trwałości zero. Dziękuję więc tej pani bardzo i żegnam się ozięble. Dla mnie bubel, nie nazwałabym tego bazą w żadnym wypadku. No chyba, że to ja jakaś lewa jestem i się posługiwać bazą nie umiem... Dotychczas mi jakoś wychodziło z innymi, ale kto wie..?
Mam nadzieję, że mnie nikt nie pozwie za tego posta... ;)
PLUSY:
- Yyy? Serio? No może kartonik ma ładny ;)
MINUSY:
- cena - 11,90zł za 1,2ml - tyle samo zapłacimy za słynną bazę Urban Decay - muszę pisać więcej? ;)
- wygasza cienie - zmniejsza ich nasycenie, ponieważ sama jest w kolorze cielistym
- cienie na niej rolują się po 15 minutach
- bezzapachowa (ja akurat lubię jak ładnie pachnie ;))
- na ustach podkreśla suche skórki
- nie przedłuża trwałości cieni
- nie podbija kolorów cieni
OCENA OGÓLNA:
1/6
Bania na kółkach i tyle. Chociaż nawet na banię nie zasłużyła, ale jako że posługuję się ocenami "szkolnymi" to niżej się nie da. Dno i trzy metry mułu, zgiń przepadnij siło nieczysta. Nie chcę jej znać. Oczywiście nie wykluczam takiej możliwości, że to ja nie posiadam wystarczającego skilla, żeby ogarnąć makijaż z tą bazą, no ale skoro nie posiadam to tak czy siak mogę jej tylko powiedzieć "Żegnaj Gienia, znajdź se innego jelenia". Owszem, widziałam na blogach całkiem pochlebne opinie o niej, ale u mnie po prostu daładu.. ciała. Oczywiście mam nadzieję, że jeśli ją lubicie to nie poczujecie się urażone faktem, że ją tak zjechałam na funty ;) - to moja osobista, subiektywna opinia ;). Tyle ode mnie na dziś. Aż się wzburzyłam przy pisaniu posta ;). Idę posiedzieć przy jakimś relaksacyjnym zapachu od Yankee Candle <3.
Muszę z przykrością stwierdzić, że się z tą panią nie polubimy. Baza ma co prawda całkiem wygodne opakowanie, ale jest ono bardzo malutkie - zaledwie 1,2ml w cenie 11,90zł (na igruszka.pl) podczas gdy za 5g mojej ulubionej bazy czyli Joko Exclusive EyeShadows Base płacę 17,90zł. Różnica jest spora. Ale co tam mój ulubieniec - porównajmy cenę z hitem wśród baz - Urban Decay Primer Potion - dostępny w cenie około 100zł za 10ml - za 1,2ml zapłaciłybyśmy 12zł, czyli tyle samo co za bazę Grashki - dla mnie to niezły reality check - ta baza jest po prostu strasznie droga! A swojej ceny kompletnie niewarta, co zaraz Wam opiszę.
Dla mnie ogromnym minusem jest fakt, że baza ta ma cieliste zabarwienie, które gasi mi kolory niektórych cieni! Jeszcze się z czymś takim w bazie nie spotkałam, ale przy wykonywaniu makijażu do palety Sleek Brights, gdzie używałam jasnych odcieni mięty musiałam się bardzo napracować, żeby uzyskać nasycony kolor! Kolor bazy jakby "brudził" kolor cienia, co jest niedopuszczalne, bo z zasady bazy powinny kolory cieni wręcz podbijać! W obliczu czegoś takiego śmiem twierdzić, że baza ta nadaje się tylko do makijaży w beżach i brązach ;). Nie doszłam jednak jeszcze do największego minusa tego kosmetycznego indywiduum! Kiedy to zobaczyłam ogarnął mnie pusty śmiech i rzuciłam to badziewie w kąt! Cień na bazie zrolował mi się na powiece mniej więcej po 15 minutach od nałożenia i działo się tak za każdym razem po jej użyciu. A co zrobiła z ustami (bo jest jednocześnie produktem do ust)? Jedynie podkreśliła suche skórki - przedłużenia trwałości zero. Dziękuję więc tej pani bardzo i żegnam się ozięble. Dla mnie bubel, nie nazwałabym tego bazą w żadnym wypadku. No chyba, że to ja jakaś lewa jestem i się posługiwać bazą nie umiem... Dotychczas mi jakoś wychodziło z innymi, ale kto wie..?
Mam nadzieję, że mnie nikt nie pozwie za tego posta... ;)
PLUSY:
- Yyy? Serio? No może kartonik ma ładny ;)
MINUSY:
- cena - 11,90zł za 1,2ml - tyle samo zapłacimy za słynną bazę Urban Decay - muszę pisać więcej? ;)
- wygasza cienie - zmniejsza ich nasycenie, ponieważ sama jest w kolorze cielistym
- cienie na niej rolują się po 15 minutach
- bezzapachowa (ja akurat lubię jak ładnie pachnie ;))
- na ustach podkreśla suche skórki
- nie przedłuża trwałości cieni
- nie podbija kolorów cieni
OCENA OGÓLNA:
1/6
Bania na kółkach i tyle. Chociaż nawet na banię nie zasłużyła, ale jako że posługuję się ocenami "szkolnymi" to niżej się nie da. Dno i trzy metry mułu, zgiń przepadnij siło nieczysta. Nie chcę jej znać. Oczywiście nie wykluczam takiej możliwości, że to ja nie posiadam wystarczającego skilla, żeby ogarnąć makijaż z tą bazą, no ale skoro nie posiadam to tak czy siak mogę jej tylko powiedzieć "Żegnaj Gienia, znajdź se innego jelenia". Owszem, widziałam na blogach całkiem pochlebne opinie o niej, ale u mnie po prostu dała
poniedziałek, 26 listopada 2012
Synesis - Krem ściągający z czystkiem, bratkiem & co., Atłas do makijażu
Z produktami firmy Synesis mam do czynienia od całkiem długiego już czasu - od rozpoczęcia naszej współpracy - bodajże w wakacje zeszłego roku. Miałam okazję wypróbować kilka ich kosmetyków - jedne podobały mi się bardziej, inne - mniej. Chyba większość firm kosmetycznych ma "dzieła" świetne oraz takie, które nie do końca przypadają mi do gustu. Nie zaprzeczam, że często jest to kwestia moich osobistych upodobań czy "widzimisię" ;). Esencja francuska, która zrobiła furorę na wielu blogach, w moim przypadku nie sprawdziła się tak, jak bym tego oczekiwała, więc oczywiście wymagania wzrosły. Czekałam na produkt tej, dość ekskluzywnej i luksusowej firmy, który powali mnie na kolana, rzuci o ścianę, zacznie łupać moją głową o kaloryfer, a ja będę chciała jeszcze. Czy tak było w przypadku dwóch produktów, które mam Wam dzisiaj do zaprezentowania? Powiem tylko tyle - zbieram zęby z podłogi ;).
PLUSY:
- to naprawdę zwęża pory O.O
- bardzo przyjemna konsystencja
- idealnie się wchłania - szybko i do matu
- nie pozostawia odczuwalnej warstwy na skórze, jest bardzo lekki
- nie pozostawia uczucia ściągnięcia (wbrew nazwie ;))
- skład
- niesamowita wydajność
- nie zapycha, nie powoduje zaczerwienień
- pozytywnie działa na wszelkie zmiany trądzikopodobne
- nie wysusza
- poprawia/ujednolica wygląd cery (nie mam pojęcia jak skubaniec to czyni O.O)
- ujędrnia, napina skórę
- nadaje rodzaj zdrowej "świetlistości" (o dżery, ale jadę poezją...)
- działanie "instant" jak zupka w proszku :D
- estetyczne opakowani
- polska marka
- nadaje się na dzień i na noc (chociaż wg producenta to "dzienniak")
MINUSY:
- zapach - mocno cytrusowy - lemongrasowy jak na mój nos... trochę daje CIFem ;)
- cena - 115zł za 50ml (jednak w obliczu szalonej wydajności i działania - byłabym w stanie wydać taką kwotę) - tutaj
OCENA OGÓLNA:
6-/6
Ja się pytam jak to działa?! Jakim cudem jeden krem daje jednocześnie te wszystkie efekty, które opisałam w plusach?! No cudak jakiś i tyle. Jestem bardzo, bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczona działaniem tego kremu. Nazwa "ściągający" moim zdaniem ujmuje temu produktowi wiele i może zniechęcać, jednocześnie prawdopodobnie gdyby producent użył słowa "napinający" być może nie oddawałoby to do końca możliwości kosmetyku, a także mogłoby zostać potraktowane jako tani chwyt marketingowy. Tiu, tiu, tiu napinający - trele morele. Ale naprawdę to robi. Skóra wygląda dużo lepiej od razu po pierwszym zastosowaniu, a regularne używanie bardzo jej służy, gdyż krem działa antybakteryjnie i trzyma w szachu wszelkie trądzikopodobne potwory. Świetny skład produktu daje o sobie znać w najlepszej możliwej formie. Z mojej strony - chapeau bas w kierunku firmy Synesis i duże podziękowania za podarowanie mi pełnowymiarowego opakowania produktu. Gdybym dostała próbkę pewnie byłabym właśnie lżejsza o 115zł lub zażyczyła sobie ten krem pod choinkę, bo to co robi z rozszerzonymi porami to jest chyba jakaś magia... Minusik jest maciupeńki - za zapach... No jak ja nie trawię cytrusów! Wszystko co pachnie cytrusowo automatycznie kojarzy mi się z zapachem mleczka do czyszczenia... Jednak wybaczam zapach, bo kocha się nie za coś lecz mimo wszystko :D.
EFEKT:
PLUSY:
- fenomenalnie wygładza cerę - zwłaszcza rozszerzone pory
- przedłuża trwałość makijażu
- opóźnia moment, kiedy zazwyczaj zaczynam się "świecić" o około 2 godziny
- nadaje atłasową gładkość skórze - nazwa się zgadza ;)
- łatwy w aplikacji
- gładka konsystencja
- pozostawia skórę matową
- konsystencja dość gęsta, treściwa, ale nie ciężka, gdyż jest to rodzaj żelu
- nie jest wyczuwalny na skórze - nie powoduje dyskomfortu, uczucia "warstwy"
- ułatwia aplikację podkładu
- sprawia, że podkłady, które na "gołej" skórze się ważyły, już tego nie robią
- przezroczysty
MINUSY:
- bezzapachowy (bo wiecie... ja lubię jak ładnie pachnie...)
- cena -180zł za 30ml - tutaj
OCENA OGÓLNA:
6-/6
Baza dla niecierpliwców - tak bym ogólnie ujęła właściwości tego kosmetyku. Wygładza? Szalenie! Muszę przyznać, że właściwości wygładzające pory i niedoskonałości ma porównywalne do mojego ideału - Benefit Porefessional, ale ma nad nim jedną sporą przewagę - zawiera składnik aktywny - tripeptyd, o którym wspomniano nam kiedyś na zajęciach z biofarmacji i technologii produkcji kosmetyków, mówiąc, że jest to bardzo efektywny składnik przeciwzmarszczkowy działający długofalowo. Mamy więc kosmetyk 2 w 1 - baza pod makijaż i pewnego rodzaju krem przeciwzmarszczkowy ;). Ważną dla mnie cechą jest fakt, że nawet podkłady, które wcześniej ważyły mi się na buzi, na tej bazie nie robią takich numerów! Przyznaję, że zdziwiło mnie to, tym bardziej, że nie potrafiłam sobie z tym problemem wcześniej poradzić. W duecie z Kremem ściągającym z czystkiem, bratkiem & co. sprawują się naprawdę świetnie! Minus - tutaj trochę większy niż w przypadku kremu, za cenę... 180zł za 30ml opakowanie, które ma wystarczyć na około 100 aplikacji (czyli pewnie jakieś 3 miesiące przy używaniu codziennie) to dla mnie naprawdę sporo, choć zastanowiłabym się nad jego zakupem mimo wszystko, bo działa świetnie. Ze względu na to, że - jak wszystkie (chyba?) bazy pod makijaż - zawiera sporo silikonu (Polisilikon 11), ja nie stosuję go codziennie. Silikony tworzą na skórze słabo przepuszczalną warstewkę, więc codzienne stosowanie mogłoby odbić się na naszej skórze nasileniem powstawania niedoskonałości, chociaż zaznaczam tutaj, że nie zauważyłam aby tak się stało w moim przypadku. Myślę, że zarówno ze względu na cenę jak i na typowe bazowe - silikonowe, właściwości, jest to produkt przede wszystkim do użytku w makijażach "na większe wyjścia", bądź na "wymagające warunki", kiedy zależy nam na przedłużeniu trwałości. Ja otrzymałam bazę w próbkowym słoiczku - pełnowymiarowy kosmetyk ma opakowanie podobne do Kremu ściągającego :).
PLUSY:
- to naprawdę zwęża pory O.O
- bardzo przyjemna konsystencja
- idealnie się wchłania - szybko i do matu
- nie pozostawia odczuwalnej warstwy na skórze, jest bardzo lekki
- nie pozostawia uczucia ściągnięcia (wbrew nazwie ;))
- skład
- niesamowita wydajność
- nie zapycha, nie powoduje zaczerwienień
- pozytywnie działa na wszelkie zmiany trądzikopodobne
- nie wysusza
- poprawia/ujednolica wygląd cery (nie mam pojęcia jak skubaniec to czyni O.O)
- ujędrnia, napina skórę
- nadaje rodzaj zdrowej "świetlistości" (o dżery, ale jadę poezją...)
- działanie "instant" jak zupka w proszku :D
- estetyczne opakowani
- polska marka
- nadaje się na dzień i na noc (chociaż wg producenta to "dzienniak")
MINUSY:
- zapach - mocno cytrusowy - lemongrasowy jak na mój nos... trochę daje CIFem ;)
- cena - 115zł za 50ml (jednak w obliczu szalonej wydajności i działania - byłabym w stanie wydać taką kwotę) - tutaj
OCENA OGÓLNA:
6-/6
Ja się pytam jak to działa?! Jakim cudem jeden krem daje jednocześnie te wszystkie efekty, które opisałam w plusach?! No cudak jakiś i tyle. Jestem bardzo, bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczona działaniem tego kremu. Nazwa "ściągający" moim zdaniem ujmuje temu produktowi wiele i może zniechęcać, jednocześnie prawdopodobnie gdyby producent użył słowa "napinający" być może nie oddawałoby to do końca możliwości kosmetyku, a także mogłoby zostać potraktowane jako tani chwyt marketingowy. Tiu, tiu, tiu napinający - trele morele. Ale naprawdę to robi. Skóra wygląda dużo lepiej od razu po pierwszym zastosowaniu, a regularne używanie bardzo jej służy, gdyż krem działa antybakteryjnie i trzyma w szachu wszelkie trądzikopodobne potwory. Świetny skład produktu daje o sobie znać w najlepszej możliwej formie. Z mojej strony - chapeau bas w kierunku firmy Synesis i duże podziękowania za podarowanie mi pełnowymiarowego opakowania produktu. Gdybym dostała próbkę pewnie byłabym właśnie lżejsza o 115zł lub zażyczyła sobie ten krem pod choinkę, bo to co robi z rozszerzonymi porami to jest chyba jakaś magia... Minusik jest maciupeńki - za zapach... No jak ja nie trawię cytrusów! Wszystko co pachnie cytrusowo automatycznie kojarzy mi się z zapachem mleczka do czyszczenia... Jednak wybaczam zapach, bo kocha się nie za coś lecz mimo wszystko :D.
EFEKT:
PLUSY:
- fenomenalnie wygładza cerę - zwłaszcza rozszerzone pory
- przedłuża trwałość makijażu
- opóźnia moment, kiedy zazwyczaj zaczynam się "świecić" o około 2 godziny
- nadaje atłasową gładkość skórze - nazwa się zgadza ;)
- łatwy w aplikacji
- gładka konsystencja
- pozostawia skórę matową
- konsystencja dość gęsta, treściwa, ale nie ciężka, gdyż jest to rodzaj żelu
- nie jest wyczuwalny na skórze - nie powoduje dyskomfortu, uczucia "warstwy"
- ułatwia aplikację podkładu
- sprawia, że podkłady, które na "gołej" skórze się ważyły, już tego nie robią
- przezroczysty
MINUSY:
- bezzapachowy (bo wiecie... ja lubię jak ładnie pachnie...)
- cena -180zł za 30ml - tutaj
OCENA OGÓLNA:
6-/6
Baza dla niecierpliwców - tak bym ogólnie ujęła właściwości tego kosmetyku. Wygładza? Szalenie! Muszę przyznać, że właściwości wygładzające pory i niedoskonałości ma porównywalne do mojego ideału - Benefit Porefessional, ale ma nad nim jedną sporą przewagę - zawiera składnik aktywny - tripeptyd, o którym wspomniano nam kiedyś na zajęciach z biofarmacji i technologii produkcji kosmetyków, mówiąc, że jest to bardzo efektywny składnik przeciwzmarszczkowy działający długofalowo. Mamy więc kosmetyk 2 w 1 - baza pod makijaż i pewnego rodzaju krem przeciwzmarszczkowy ;). Ważną dla mnie cechą jest fakt, że nawet podkłady, które wcześniej ważyły mi się na buzi, na tej bazie nie robią takich numerów! Przyznaję, że zdziwiło mnie to, tym bardziej, że nie potrafiłam sobie z tym problemem wcześniej poradzić. W duecie z Kremem ściągającym z czystkiem, bratkiem & co. sprawują się naprawdę świetnie! Minus - tutaj trochę większy niż w przypadku kremu, za cenę... 180zł za 30ml opakowanie, które ma wystarczyć na około 100 aplikacji (czyli pewnie jakieś 3 miesiące przy używaniu codziennie) to dla mnie naprawdę sporo, choć zastanowiłabym się nad jego zakupem mimo wszystko, bo działa świetnie. Ze względu na to, że - jak wszystkie (chyba?) bazy pod makijaż - zawiera sporo silikonu (Polisilikon 11), ja nie stosuję go codziennie. Silikony tworzą na skórze słabo przepuszczalną warstewkę, więc codzienne stosowanie mogłoby odbić się na naszej skórze nasileniem powstawania niedoskonałości, chociaż zaznaczam tutaj, że nie zauważyłam aby tak się stało w moim przypadku. Myślę, że zarówno ze względu na cenę jak i na typowe bazowe - silikonowe, właściwości, jest to produkt przede wszystkim do użytku w makijażach "na większe wyjścia", bądź na "wymagające warunki", kiedy zależy nam na przedłużeniu trwałości. Ja otrzymałam bazę w próbkowym słoiczku - pełnowymiarowy kosmetyk ma opakowanie podobne do Kremu ściągającego :).
piątek, 23 marca 2012
Joko - Exclusive Eye Shadows Base - baza pod cienie do powiek bez parabenów
PLUSY:
- estetyczne opakowanie - 5g słoiczek - urocze :)
- cielisty kolor
- bardzo przyjemny zapach
- BEZ PARABENÓW!
- świetnie rozprowadza się na powiece, jak masełko - wielki plus za to (bije na głowę bazę Art Deco pod tym względem)
- idealnie wydobywa, pogłębia kolor cieni (patrz - ostatnie zdjęcie ;) )
- sprawia, że cienie się nie osypują, tylko dobrze przylegają do skóry
- cienie nie rolują się w załamaniach powiek, nie zbijają w grudki
- znacznie przedłuża trwałość cieni i uodparnia je na wodę itp.
- cena - ok. 25zł
- wydajna
MINUSY:
- urok słoiczka psuje fakt, że jest to opakowanie średnio praktyczne, zwłaszcza przy długich paznokciach...
OCENA OGÓLNA:
6/6
Baza Joko pobiła na głowę bazę Art Deco w moim mniemaniu. Słoiczek mimo wszystko dużo wygodniejszy niż w AD, bo szerszy - łatwiej operować paluchami ;). Zdecydowanie lepsza konsystencja - kremowa i przyjemnie rozprowadzająca się na powiece. Przedłużanie trwałości cieni jak najbardziej zadowalające, tak samo jak wydobywanie głębi koloru i brak rolowania i zbierania się w załamaniach. Jestem w 100% zadowolona z tej bazy i na razie nie mam zamiaru zamienić jej na żadną inną (a już na pewno na osławioną UD z kosmiczną ceną ;)). Cena jest przystępna, baza wystarczy na bardzo długo.
Jeżeli chcecie wypróbować bazę, to więcej o niej poczytacie na stronie firmy Joko, od której dostałam ją do testowania - bardzo dziękuję :). Do nabycia natomiast jest dostępna w drogerii internetowej Inermis, oraz w sklepach/stoiskach stacjonarnych, których wykaz znajduje się tu.
- estetyczne opakowanie - 5g słoiczek - urocze :)
- cielisty kolor
- bardzo przyjemny zapach
- BEZ PARABENÓW!
- świetnie rozprowadza się na powiece, jak masełko - wielki plus za to (bije na głowę bazę Art Deco pod tym względem)
- idealnie wydobywa, pogłębia kolor cieni (patrz - ostatnie zdjęcie ;) )
- sprawia, że cienie się nie osypują, tylko dobrze przylegają do skóry
- cienie nie rolują się w załamaniach powiek, nie zbijają w grudki
- znacznie przedłuża trwałość cieni i uodparnia je na wodę itp.
- cena - ok. 25zł
- wydajna
MINUSY:
- urok słoiczka psuje fakt, że jest to opakowanie średnio praktyczne, zwłaszcza przy długich paznokciach...
OCENA OGÓLNA:
6/6
Baza Joko pobiła na głowę bazę Art Deco w moim mniemaniu. Słoiczek mimo wszystko dużo wygodniejszy niż w AD, bo szerszy - łatwiej operować paluchami ;). Zdecydowanie lepsza konsystencja - kremowa i przyjemnie rozprowadzająca się na powiece. Przedłużanie trwałości cieni jak najbardziej zadowalające, tak samo jak wydobywanie głębi koloru i brak rolowania i zbierania się w załamaniach. Jestem w 100% zadowolona z tej bazy i na razie nie mam zamiaru zamienić jej na żadną inną (a już na pewno na osławioną UD z kosmiczną ceną ;)). Cena jest przystępna, baza wystarczy na bardzo długo.
Jeżeli chcecie wypróbować bazę, to więcej o niej poczytacie na stronie firmy Joko, od której dostałam ją do testowania - bardzo dziękuję :). Do nabycia natomiast jest dostępna w drogerii internetowej Inermis, oraz w sklepach/stoiskach stacjonarnych, których wykaz znajduje się tu.
TAG:
baza,
cienie do powiek,
Joko,
makijaż,
oczy
sobota, 10 września 2011
Virtual - Satin Smooth - Professional Make Up Base - baza pod makijaż
PLUSY:
- wygładza skórę - robi Photoshopa na buzi :D
- jest przezroczysta i niewidoczna
- przyjemnie się rozprowadza po buzi
- nie zapycha
- buzia nie tylko gładko wygląda, ale jest również w dotyku - zgodnie z nazwą - satynowa
- bardzo wydajna - wystarczy dosłownie kropelka na całą twarz
- cena - 16zł - tutaj
MINUSY:
- spodziewałam się, że będzie przedłużać trwałość makijażu, ale nie do końca tak jest - jej zadaniem najwidoczniej jest po prostu głównie wygładzenie - tak samo jak w przypadku bazy z Dermacolu - jednak ze względu na cenę - wybieram Virtual :D
OCENA OGÓLNA:5-/6
Ślicznie wygładza! Przeszła mi chrapka na Benefit Porefessional, bo to maleństwo robi "Photoshopa" na buzi równie skutecznie. Żałuję, że nie przedłuża specjalnie trwałości makijażu - sądziłam, że to jedna z kluczowych cech bazy - nie zaobserwowałam specjalnie różnicy przy użyciu bazy i bez niej. Bardzo fajny wynalazek - jeżeli szukacie bazy, a chcecie czegoś tańszego niż Benefit Porefessional - to polecam :), odradzam jedynie alergikom i osobom o wrażliwej skórze - i to nie tylko tą bazę, ale wszystkie silikonowe, ponieważ mogą spowodować podrażnienia.
Jestem wdzięczna firmie Virtual, za to że miałam szansę się zapoznać z tą bazą, bo to ciekawy kosmetyk. Fakt, że dostałam go w ramach współpracy nie miał wpływu na moją ocenę :).
sobota, 23 lipca 2011
Dermacol - Satin - Make-up base - baza pod makijaż
PLUSY:
- pięknie wygładza skórę - wręcz robi Photoshopa na buzi
- nie zapycha
- jest całkowicie przezroczysta i niewidoczna
- ma przyjemny zapach
- przyjemnie się rozprowadza po buzi
- możliwość zakupu trzech różnych objętości bazy - wersji 10ml w tubce, wersji 15ml w buteleczce z pompką (około 36zł) oraz 30ml w buteleczce z pompką
- buzia nie tylko gładko wygląda, ale jest również w dotyku - zgodnie z nazwą - satynowa
- bardzo wydajna - wystarczy dosłownie kropelka na całą twarz
Cyclopentasiloxane - cyklopentasiloksan - silikon, środek kondycjonujący, a właściwie - poprawiający wygląd, włosów i skóry, emolient - tworzy na skórze powłoczkę - film, ochronno-kondycjonujący, rozpuszczalnik, wykazuje niewielki potencjał alergiczny występujący wyłącznie u osób nadwrażliwych
Dimethicone Crosspolymer - polimery krzyżowe dimetikonu - regulator lepkości
Phenoxyethanol - fenoksyetanol - konserwant, środek zapachowy
Methylparaben - metylparaben - konserwant
Ethylparaben - etylparaben - konserwant, środek zapachowy
Butylparaben - butylparaben - składnik kompozycji zapachowych, konserwant
Propylparaben - propylparaben - konserwant, środek zapachowy
Isobutylparaben - izobutylparaben - konserwant
Parfum - kompozycja zapachowa
Skład: Cyclopentasiloxane, Dimethicone Crosspolymer, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Butylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Parfum
- pięknie wygładza skórę - wręcz robi Photoshopa na buzi
- nie zapycha
- jest całkowicie przezroczysta i niewidoczna
- ma przyjemny zapach
- przyjemnie się rozprowadza po buzi
- możliwość zakupu trzech różnych objętości bazy - wersji 10ml w tubce, wersji 15ml w buteleczce z pompką (około 36zł) oraz 30ml w buteleczce z pompką
- buzia nie tylko gładko wygląda, ale jest również w dotyku - zgodnie z nazwą - satynowa
- bardzo wydajna - wystarczy dosłownie kropelka na całą twarz
MINUSY:
- spodziewałam się, że będzie przedłużać trwałość makijażu, ale nie do końca tak jest - jej zadaniem najwidoczniej jest po prostu głównie wygładzenie
- cena - 15ml kosztuje około 36zł (w podobnej cenie dostaniemy pełnowymiarowe opakowanie bazy Dax Cosmetics - chociaż uważam, że ta jest lepsza, ale co kto woli ;) )... z dostępnością niestety, jak już pisałam kiedyś - marnie, więc pozostaje głównie internet :(
OCENA OGÓLNA:
5-/6
Przecudnie wygładza buzię! Przeszła mi chrapka na Benefit Porefessional, bo to maleństwo robi "Photoshopa" na buzi równie skutecznie. Żal mi trochę tego, że nie przedłuża specjalnie trwałości makijażu - sądziłam, że to powinna być jedna z kluczowych cech bazy. Oczywiście nie obniża ona trwałości podkładu na buzi, ale nie zaobserwowałam specjalnie różnicy in plus w tej kwestii przy użyciu bazy i bez niej. Mimo wszystko uważam, że to super wynalazek! Oczywiście ze względu na to, że podstawą składu są silikony, nie będę jej nadużywać, a po każdym użyciu - bardzo dokładnie umyję buzię (aby zmyć warstwę stworzoną na skórze przez silikony) i to samo radzę Wam. Generalnie rzecz biorąc jeżeli szukacie bazy, a chcecie czegoś tańszego niż Benefit Porefessional - to polecam :), odradzam jedynie alergikom i osobom o wrażliwej skórze - i to nie tylko tą bazę, ale wszystkie silikonowe, ponieważ mogą spowodować podrażnienia.
Dziękuję firmie Elpol - polskiemu dystrybutorowi kosmetyków marki Dermacol, za udostępnienie bazy do testów. Fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę.
SKŁAD:Cyclopentasiloxane - cyklopentasiloksan - silikon, środek kondycjonujący, a właściwie - poprawiający wygląd, włosów i skóry, emolient - tworzy na skórze powłoczkę - film, ochronno-kondycjonujący, rozpuszczalnik, wykazuje niewielki potencjał alergiczny występujący wyłącznie u osób nadwrażliwych
Dimethicone Crosspolymer - polimery krzyżowe dimetikonu - regulator lepkości
Phenoxyethanol - fenoksyetanol - konserwant, środek zapachowy
Methylparaben - metylparaben - konserwant
Ethylparaben - etylparaben - konserwant, środek zapachowy
Butylparaben - butylparaben - składnik kompozycji zapachowych, konserwant
Propylparaben - propylparaben - konserwant, środek zapachowy
Isobutylparaben - izobutylparaben - konserwant
Parfum - kompozycja zapachowa
Skład: Cyclopentasiloxane, Dimethicone Crosspolymer, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Butylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Parfum
sobota, 2 lipca 2011
Virtual - współpraca
Nowa współpraca, o której chciałabym Was poinformować, to kooperacja z firmą Virtual - producentem kosmetyków jest firma Joko, z którą jak wiecie, rozpoczęłam już współpracę wcześniej, więc tym bardziej jestem ciekawa jak kosmetyki wypadną w porównaniu :). Zapraszam do obejrzenia zawartości otrzymanej paczki :).
Błyszczyk Maxi Brilliant Lip Gloss w kolorze 12
Lakier Vinylmania Street Fashion w kolorze Sea Story
Lakier Vinylmania Street Fashion w kolorze Broken Heart
Puder brązujący Summer Chic w kolorze Secret Bronze
czwartek, 16 grudnia 2010
Art Deco - baza pod cienie do powiek
Hmm... od czego by tu zacząć... Może od tego, że jakiś czas temu (dość dawno) zostałam obdarowana dość sporą paletą cieni do powiek. Z początku radocha - bo nowe, kolorowe, super! Niestety jakość cieni pozostawiała sporo do życzenia... Osypywały się, nie trzymały zbyt dobrze na powiekach, pomyślałam - tani bubel, i odłożyłam na półkę. Przy przedświątecznym sprzątaniu, które uskuteczniam w domu od kilku tygodni wpadły mi w ręce, ale wiedząc, że raczej mnie zawiodą, specjalnie nie zwróciłam na nie uwagi. Jednakże już od jakiegoś czasu szukałam jakiejś fajnej palety z cieniami, z różnorodnymi kolorami i w miarę dobrej jakości. Niestety ceny wymarzonych palet zaczynały się sporo ponad moimi aktualnymi możliwościami finansowymi. Rzuciłam okiem na posiadaną paletę i pomyślałam sobie, że kurczę, takie fajne kolorki, w sumie nieźle napigmentowane, tylko nie chcą się trzymać na powiece. I wtedy mnie olśniło - a może by tak baza do cieni?
Nauczona doświadczeniem, że nie można się łasić na tanie produkty, bo zwykle niestety jakość odpowiada cenie (chociaż są i takie, które przy niskiej cenie mają dobrą jakość - taka mała dygresja, temat poruszę przy jednym z kolejnych postów, który mam w planie), postanowiłam najpierw skonsultować swój wybór z rankingiem Kosmetyków Wszech Czasów na Wizażu. Na pierwszym miejscu plasuje się baza Urban Decay, na drugim Lumene, a na trzecim baza Art Deco, którą też najwięcej osób uznało za swój hit. Sprawdziłam zatem na allegro dostępność tychże baz - Urban Decay - zdecydowanie dla mnie za droga zabawka, tym bardziej, że czytałam na jednym z obserwowanych przeze mnie blogów o tutaj, że nie jest aż takim niesamowicie szałowym must-havem, Lumene - marnie z dostępnością - jedna aukcja, bez zdjęć real photo, jakoś w ogóle nie przekonała mnie do siebie, padło zatem na Art Deco. W sumie z wysyłką zapłaciłam około 40zł.
Zacznę od opakowania - 5ml czarny słoiczek - urocze, ale średnio praktyczne, zwłaszcza przy długich paznokciach, ja wygrzebuję troszkę szpatułką i z niej nabieram na palucha i rozprowadzam na powiece. Nie stosuję pędzelka, ponieważ tak jak w przypadku podkładów, bazę dobrze najpierw doprowadzić do temperatury ciała, przed nałożeniem na powiekę, wtedy lepiej zachowa się na skórze. Kolor cielisty, zapach - całkiem przyjemny, przypomina mi męskie perfumy. Czytałam, że niektórych drażni - dla mnie jest neutralny, zupełnie mi nie przeszkadza. Sympatycznie rozprowadza się na powiece. A co z głównym celem? Dla mnie bomba!
Oczywiście postanowiłam wypróbować bazę Art Deco na cieniach z paletki, której nie chciałam używać, taki test czy rzeczywiście się sprawdza. I co? I super! Świetnie wydobywa, pogłębia kolor cieni, sama ma jakby takie bardzo, bardzo delikatne, połyskliwe drobineczki - rozświetla skórę, dodaje takiego świeżego blasku. Cienie rzeczywiście nie osypują mi się na policzki, zostają na miejscu. Nie zauważyłam żadnego rolowania, zbijania, grudkowania się cieni. Ponadto wydaje mi się, że zrobiły się bardziej odporne na zmywanie (miałam problem ze zmyciem swatchy z dłoni samą wodą - a wcześniej schodziły ot tak po prostu po przetarciu, teraz musiałam użyć mleczka do demakijażu). Co prawda nie miałam jeszcze okazji "przetańczyć całej nocy" w cieniach w duecie z tą bazą, ale jestem dobrej myśli :). Nie będę szukać dziury w całym, bo baza spełnia moje oczekiwania :).
A co w składzie? Ojoj chemikalia :D. Na pierwszym miejscu izoparafina czyli pochodna węglowodorowa, która jest podłożem kosmetyku - czyli nośnikiem tłustym, w którym zawieszone są pozostałe składniki.
Następnie talk mineralny środek osuszający, regulujący konsystencję, dodatek wypełniający.
Kolejny na liście - wosk parafinowy, znowu pochodna olejów mineralnych (oleje mineralne ogólnie rzecz biorąc są substancjami oleistymi pochodzącymi z różnych etapów procesu rafinacji i przetwarzania ropy naftowej), zmniejsza lepkość, stabilizuje emulsję, wpływa na konsystencję i właściwości sensoryczne kosmetyku.
Następnym składnikiem jest mika czyli minerał bardzo drobno sproszkowany dający drobinki odbijające światło, o których pisałam - zawdzięczamy jej właściwości rozświetlające. Bardzo popularny składnik kosmetyków.
Kolejny składnik brzmi bardzo chemicznie - PVP/Kopolimer heksadecenowy - jest to bezpieczny środek nawilżający. Stosowany na przykład w filtrach przeciwsłonecznych, a także preparatach dla dzieci.
Następny składnik to polietylen, czyli modyfikator reologii, czyli plastyczności, płynności kosmetyku, tutaj zapewne użyty w formie niskocząsteczkowej, dzięki czemu tworzy na powierzchni skóry specyficzną warstwę - film ograniczający utratę wody z powierzchni skóry, a także zmiękczający i poprawiający przyczepność.
Kolejnym składnikiem jest octan tokoferylu, czyli organiczny środek antyoksydacyjny, zapobiega procesom utleniania kosmetyku, zmianom jego barwy, zapachu i właściwości. Jako antyoksydant działa również pozytywnie na naszą skórę - zapobiega procesom starzenia, ma także zdolność wbudowywania się w struktury komórkowe i wzmacnia barierę Reina - czyli barierę warstwy rogowej naskórka, która chroni naszą skórę, a patrząc cholistycznie - cały organizm. Zapobiega ona podrażnieniom, utrudnia wnikanie drobnoustrojów, a także ogranicza TEWL - transepidermalną utratę wody czyli "wysychanie" naszej skóry od wewnątrz.
Następny składnik to bisabolol, naturalnie występujący w olejku eterycznym z rumianku alkohol, o działaniu antyseptycznym, łagodzącym, również przeciwzapalnym - częsty składnik kosmetyków.
Na kolejnym miejscu tajemnicza mieszanka parfum, odpowiadająca za "męski" zapach bazy.
Niestety, na liście składników znalazł się też paskudny składnik jakim jest propylparaben - konserwant, który niestety często jest sprawcą wykwitów alergicznych i tym podobnych "przyjemności", zwłaszcza wrażliwe skóry powinny go unikać. Jest to ponadto jeden z najlepiej przebadanych składników kosmetyków wśród składników INCI, jego stężenie nie może przekraczać określonej wartości - taka ciekawostka. Nie powinien zrobić nam krzywdy, ale tak jak napisałam, osoby z AZS, skłonnością do alergii i podatnością na alergizowanie - powinny z rozwagą podchodzić do kosmetyków zawierających parabeny. Jego działanie polega na zapobieganiu i uniemożliwianiu rozwoju drobnoustrojów w kosmetyku podczas jego przechowywania.
Następny składnik to triclosan, działanie takie samo jak propylparaben, również dozwolony w ograniczonych stężeniach w kosmetykach. Często obecny w kosmetykach przeciwtrądzikowych, bo zapobiega rozwojowi drobnoustrojów, które często bywają podstawą etiopatogenezy trądziku. Znaczy się podstawą powstawania. Za "mundra" się zrobiłam po tych studiach :D:D:D.
Kolejny składnik - glikol propylenowy - w poście o Fresh Farmacy pisałam na jego temat więcej. Jest to humektant, substancja hydrofilowa, nawilżająca skórę, działa konserwująco poprzez zapobieganie krystalizacji kosmetyków dzięki wiązaniu wody. Przypomnę tylko - może podrażniać, ale nie dajmy się zwariować, bo jest w bardzo wielu kosmetykach.
A cóż to to kolejne jest? Bht czyli butylowany hydroksytoluen, substancja konserwująca, może wywoływać wysypkę, pokrzywkę, objawy alergii u osób nadwrażliwych.
Następnym składnikiem jest palmitynian askorbylu stabilna pochodna witaminy C. Przeciwutleniacz zapobiegający psuciu się kosmetyku, a także... starzeniu się naszej skóry, degradacji kolagenu i elastyny.
Następnie mamy na liście kwas cytrynowy w kosmetyku jest naturalnego pochodzenia regulatorem pH.
Kolejny składnik to distearynian glicerylu - czyli składnik emulsyfikujący, stabilizujący, zmiękczający, przyciągający wodę. Poprawia także optycznie wygląd skóry. Niestety może podrażnić skórę i wywołać wyprysk u osób wrażliwych.
Ostatnie cztery składniki to mineralne barwniki - trzy tlenki żelaza oraz dwutlenek tytanu - mineralny, przeciwsłoneczny filtr fizyczny oraz substancja bieląca - wszystkie razem nadają bazie cielistą barwę.
Skład: c11-13 isopraffin, talc, cera microcristallina (microcrystalline wax), mica, pvp/hexadecene copolymer (vp/hexadecene copolymer), polyethylene, tocopheryl acetate, bisabolol, parfum (fragrance), propylparaben, triclosan, propylene glycol, bht, ascorbyl palmitate, citric acid, glyceryl distearate, ci 77491 (iron oxides), ci 77492 (iron oxides), ci 77499 (iron oxides), ci 77891 (titanium dioxide)
Uff! Udało się przebrnąć przez tą lekcję chemii? Mam nadzieję, że tak.
Podsumowując - dużo konserwantów w tym małym cudeńku. Zarówno naturalnych jak i tych syntetycznych. Dobrych i złych. Nie powstrzyma mnie to co prawda od używania, bo w końcu nie stosuje się tego rodzaju kosmetyków aż tak dużo i na malutką powierzchnię ciała, ale składu po prostu nie mogę pochwalić. Niestety taki urok baz do cieni do powiek - w związku z tym, że mało się ich zużywa, muszą być jak najdłużej do użytku przydatne, żeby konsument chciał kupić ponownie, żeby się nie zepsuło, nie zaczęło brzydko pachnieć itepe. Prawdopodobnie wszystkie inne bazy pod cienie mają równie chemiczny skład... Chyba, że wystarcza nam gliceryna rozrobiona z wodą jako baza pod cienie... Dla mnie jej skuteczność jest jednak znikoma i zdecydowanie nawet nie ma co porównywać z bazą Art Deco. No i wychodzę z założenia, że co nas nie zabije to nas wzmocni :D :D :D. Wybór zawsze pozostaje w rękach kosumenta :).
Na zdjęciach mój egzemplarz bazy oraz swatche cieni do powiek - z bazą i bez niej:
Nauczona doświadczeniem, że nie można się łasić na tanie produkty, bo zwykle niestety jakość odpowiada cenie (chociaż są i takie, które przy niskiej cenie mają dobrą jakość - taka mała dygresja, temat poruszę przy jednym z kolejnych postów, który mam w planie), postanowiłam najpierw skonsultować swój wybór z rankingiem Kosmetyków Wszech Czasów na Wizażu. Na pierwszym miejscu plasuje się baza Urban Decay, na drugim Lumene, a na trzecim baza Art Deco, którą też najwięcej osób uznało za swój hit. Sprawdziłam zatem na allegro dostępność tychże baz - Urban Decay - zdecydowanie dla mnie za droga zabawka, tym bardziej, że czytałam na jednym z obserwowanych przeze mnie blogów o tutaj, że nie jest aż takim niesamowicie szałowym must-havem, Lumene - marnie z dostępnością - jedna aukcja, bez zdjęć real photo, jakoś w ogóle nie przekonała mnie do siebie, padło zatem na Art Deco. W sumie z wysyłką zapłaciłam około 40zł.
Zacznę od opakowania - 5ml czarny słoiczek - urocze, ale średnio praktyczne, zwłaszcza przy długich paznokciach, ja wygrzebuję troszkę szpatułką i z niej nabieram na palucha i rozprowadzam na powiece. Nie stosuję pędzelka, ponieważ tak jak w przypadku podkładów, bazę dobrze najpierw doprowadzić do temperatury ciała, przed nałożeniem na powiekę, wtedy lepiej zachowa się na skórze. Kolor cielisty, zapach - całkiem przyjemny, przypomina mi męskie perfumy. Czytałam, że niektórych drażni - dla mnie jest neutralny, zupełnie mi nie przeszkadza. Sympatycznie rozprowadza się na powiece. A co z głównym celem? Dla mnie bomba!
Oczywiście postanowiłam wypróbować bazę Art Deco na cieniach z paletki, której nie chciałam używać, taki test czy rzeczywiście się sprawdza. I co? I super! Świetnie wydobywa, pogłębia kolor cieni, sama ma jakby takie bardzo, bardzo delikatne, połyskliwe drobineczki - rozświetla skórę, dodaje takiego świeżego blasku. Cienie rzeczywiście nie osypują mi się na policzki, zostają na miejscu. Nie zauważyłam żadnego rolowania, zbijania, grudkowania się cieni. Ponadto wydaje mi się, że zrobiły się bardziej odporne na zmywanie (miałam problem ze zmyciem swatchy z dłoni samą wodą - a wcześniej schodziły ot tak po prostu po przetarciu, teraz musiałam użyć mleczka do demakijażu). Co prawda nie miałam jeszcze okazji "przetańczyć całej nocy" w cieniach w duecie z tą bazą, ale jestem dobrej myśli :). Nie będę szukać dziury w całym, bo baza spełnia moje oczekiwania :).
A co w składzie? Ojoj chemikalia :D. Na pierwszym miejscu izoparafina czyli pochodna węglowodorowa, która jest podłożem kosmetyku - czyli nośnikiem tłustym, w którym zawieszone są pozostałe składniki.
Następnie talk mineralny środek osuszający, regulujący konsystencję, dodatek wypełniający.
Kolejny na liście - wosk parafinowy, znowu pochodna olejów mineralnych (oleje mineralne ogólnie rzecz biorąc są substancjami oleistymi pochodzącymi z różnych etapów procesu rafinacji i przetwarzania ropy naftowej), zmniejsza lepkość, stabilizuje emulsję, wpływa na konsystencję i właściwości sensoryczne kosmetyku.
Następnym składnikiem jest mika czyli minerał bardzo drobno sproszkowany dający drobinki odbijające światło, o których pisałam - zawdzięczamy jej właściwości rozświetlające. Bardzo popularny składnik kosmetyków.
Kolejny składnik brzmi bardzo chemicznie - PVP/Kopolimer heksadecenowy - jest to bezpieczny środek nawilżający. Stosowany na przykład w filtrach przeciwsłonecznych, a także preparatach dla dzieci.
Następny składnik to polietylen, czyli modyfikator reologii, czyli plastyczności, płynności kosmetyku, tutaj zapewne użyty w formie niskocząsteczkowej, dzięki czemu tworzy na powierzchni skóry specyficzną warstwę - film ograniczający utratę wody z powierzchni skóry, a także zmiękczający i poprawiający przyczepność.
Kolejnym składnikiem jest octan tokoferylu, czyli organiczny środek antyoksydacyjny, zapobiega procesom utleniania kosmetyku, zmianom jego barwy, zapachu i właściwości. Jako antyoksydant działa również pozytywnie na naszą skórę - zapobiega procesom starzenia, ma także zdolność wbudowywania się w struktury komórkowe i wzmacnia barierę Reina - czyli barierę warstwy rogowej naskórka, która chroni naszą skórę, a patrząc cholistycznie - cały organizm. Zapobiega ona podrażnieniom, utrudnia wnikanie drobnoustrojów, a także ogranicza TEWL - transepidermalną utratę wody czyli "wysychanie" naszej skóry od wewnątrz.
Następny składnik to bisabolol, naturalnie występujący w olejku eterycznym z rumianku alkohol, o działaniu antyseptycznym, łagodzącym, również przeciwzapalnym - częsty składnik kosmetyków.
Na kolejnym miejscu tajemnicza mieszanka parfum, odpowiadająca za "męski" zapach bazy.
Niestety, na liście składników znalazł się też paskudny składnik jakim jest propylparaben - konserwant, który niestety często jest sprawcą wykwitów alergicznych i tym podobnych "przyjemności", zwłaszcza wrażliwe skóry powinny go unikać. Jest to ponadto jeden z najlepiej przebadanych składników kosmetyków wśród składników INCI, jego stężenie nie może przekraczać określonej wartości - taka ciekawostka. Nie powinien zrobić nam krzywdy, ale tak jak napisałam, osoby z AZS, skłonnością do alergii i podatnością na alergizowanie - powinny z rozwagą podchodzić do kosmetyków zawierających parabeny. Jego działanie polega na zapobieganiu i uniemożliwianiu rozwoju drobnoustrojów w kosmetyku podczas jego przechowywania.
Następny składnik to triclosan, działanie takie samo jak propylparaben, również dozwolony w ograniczonych stężeniach w kosmetykach. Często obecny w kosmetykach przeciwtrądzikowych, bo zapobiega rozwojowi drobnoustrojów, które często bywają podstawą etiopatogenezy trądziku. Znaczy się podstawą powstawania. Za "mundra" się zrobiłam po tych studiach :D:D:D.
Kolejny składnik - glikol propylenowy - w poście o Fresh Farmacy pisałam na jego temat więcej. Jest to humektant, substancja hydrofilowa, nawilżająca skórę, działa konserwująco poprzez zapobieganie krystalizacji kosmetyków dzięki wiązaniu wody. Przypomnę tylko - może podrażniać, ale nie dajmy się zwariować, bo jest w bardzo wielu kosmetykach.
A cóż to to kolejne jest? Bht czyli butylowany hydroksytoluen, substancja konserwująca, może wywoływać wysypkę, pokrzywkę, objawy alergii u osób nadwrażliwych.
Następnym składnikiem jest palmitynian askorbylu stabilna pochodna witaminy C. Przeciwutleniacz zapobiegający psuciu się kosmetyku, a także... starzeniu się naszej skóry, degradacji kolagenu i elastyny.
Następnie mamy na liście kwas cytrynowy w kosmetyku jest naturalnego pochodzenia regulatorem pH.
Kolejny składnik to distearynian glicerylu - czyli składnik emulsyfikujący, stabilizujący, zmiękczający, przyciągający wodę. Poprawia także optycznie wygląd skóry. Niestety może podrażnić skórę i wywołać wyprysk u osób wrażliwych.
Ostatnie cztery składniki to mineralne barwniki - trzy tlenki żelaza oraz dwutlenek tytanu - mineralny, przeciwsłoneczny filtr fizyczny oraz substancja bieląca - wszystkie razem nadają bazie cielistą barwę.
Skład: c11-13 isopraffin, talc, cera microcristallina (microcrystalline wax), mica, pvp/hexadecene copolymer (vp/hexadecene copolymer), polyethylene, tocopheryl acetate, bisabolol, parfum (fragrance), propylparaben, triclosan, propylene glycol, bht, ascorbyl palmitate, citric acid, glyceryl distearate, ci 77491 (iron oxides), ci 77492 (iron oxides), ci 77499 (iron oxides), ci 77891 (titanium dioxide)
Uff! Udało się przebrnąć przez tą lekcję chemii? Mam nadzieję, że tak.
Podsumowując - dużo konserwantów w tym małym cudeńku. Zarówno naturalnych jak i tych syntetycznych. Dobrych i złych. Nie powstrzyma mnie to co prawda od używania, bo w końcu nie stosuje się tego rodzaju kosmetyków aż tak dużo i na malutką powierzchnię ciała, ale składu po prostu nie mogę pochwalić. Niestety taki urok baz do cieni do powiek - w związku z tym, że mało się ich zużywa, muszą być jak najdłużej do użytku przydatne, żeby konsument chciał kupić ponownie, żeby się nie zepsuło, nie zaczęło brzydko pachnieć itepe. Prawdopodobnie wszystkie inne bazy pod cienie mają równie chemiczny skład... Chyba, że wystarcza nam gliceryna rozrobiona z wodą jako baza pod cienie... Dla mnie jej skuteczność jest jednak znikoma i zdecydowanie nawet nie ma co porównywać z bazą Art Deco. No i wychodzę z założenia, że co nas nie zabije to nas wzmocni :D :D :D. Wybór zawsze pozostaje w rękach kosumenta :).
Na zdjęciach mój egzemplarz bazy oraz swatche cieni do powiek - z bazą i bez niej:
górny rząd - cień z bazą, dolny rząd - cień bez bazy (lampa błyskowa)
górny rząd - cień z bazą, dolny rząd - cień bez bazy (bez lampy, światło sztuczne)
TAG:
Art Deco,
baza,
cienie do powiek,
makijaż
Subskrybuj:
Posty (Atom)