- ładne opakowanie, które łatwo znaleźć w kosmetyczce
- szczoteczka dobrze rozdziela rzęsy
MINUSY:
- tusz od nowości jest suchy
- silikonowa, duża i sztywna szczoteczka - można sobie oko wydłubać
- szara, nienasycona czerń
- cena - 28zł za 12ml - nie warto...
- dopiero po około 15-stu warstwach jest efekt jak przy normalnym tuszu
- w ciągu dnia magicznie "znika" z rzęs
- włókienka "wydłużające" zapewnią co najwyżej musze nóżki na rzęsach
- osypuje się tworząc pandę pod okiem
OCENA OGÓLNA:
1/6
Na wstępie zaznaczam, że tusze do rzęs Astor, to jedne z moich ulubionych, tym większy zawód spotkał mnie w tym przypadku... Jest mi bardzo przykro, ale jestem na nie.
Firma Astor to zdecydowanie jeden z gigantów rynku drogeryjnego, więc tu pada moje pytanie - kto wpadł na ten pomysł? Jakim cudem tak renomowana firma dała się tak zrobić w jajeczko jakiemuś pseudo-specowi od receptur, żeby wypuścić na rynek takie... coś. I jeszcze na dodatek twierdzić, że "tak miało być"? O co chodzi? Chodzi o recepturę tego tuszu do rzęs i jego formę, która - jak twierdzi producent, z założenia ma być... sucha! W dodatku do tej suchości, nie jest nawet czarny, tylko raczej szary. Daje co najwyżej efekt naturalny, choć i teaki uzyskać niełatwo - na potrzeby zdjęcia namachałam jakieś 15 warstw tuszu, a i tak wygląda nieporównywalnie gorzej chociażby od jednej warstwy swojego braciszka ze stajni Astora, czyli Big&Beautiful Boom! Volume Mascara (aktualny ulubieniec, recenzja będzie niedługo dla kontrastu z tym bublem). Co jeszcze zabawniejsze, maskara ta magicznie znika z oka po kilku godzinach, czasami przy okazji fundując nam pod oczami pandę (nie zawsze, ale nie wiem od czego to zależy...). Z resztą, pomijając nawet konsystencję - po prostu w tym tuszu naprawdę nie ma chyba nic dobrego oprócz ładnego opakowania i faktu, że szczoteczka dobrze rozdziela rzęsy (pomijając fakt, że praktycznie ich nie maluję to trochę paradoks). Nie lubię silikonowych szczoteczek, więc tylko dobre rozczesywanie ratuje ją przed kompletnym zmieszaniem z błotem - jest wielka i sztywna - aż się boję co by było, gdyby jednym niewprawnym ruchem znalazła się w oku...
Bardzo nie polecam, wręcz odradzam, ale dla kontrastu pokażę Wam niedługo, że Astor potrafi zrobić też coś dobrego...
Aparat kompletnie zeżarł kolor opakowania i mimo próby podbicia go, marnie to wyszło... Opakowanie jest łososiowe :).
Jeżeli wydaje Wam się, że ten efekt jest w porządku, to zapewniam, że po 15 machnięciach szczoteczką, oczekiwałybyście czegoś więcej... U mnie taki efekt daje zazwyczaj najzwyklejsza maskara po 2-3 warstwach... a nie po 15-stu...
Tusz otrzymałam do recenzji od firmy Astor.
Moje kochane współtesterki - przykro mi, że nacięłyście się na ten tusz za moją sprawą, ale dziękuję Wam za współpracę :*.