sobota, 9 listopada 2019

ULUBIEŃCY, ODKRYCIA I BUBLE OSTATNICH MIESIĘCY - HUDA BEAUTY, TOO FACED, CLINIQUE, BODY BOOM, BENEFIT, FARSALI

Ponieważ moja przerwa od blogowania trwała praktycznie dwa lata, moja kosmetyczna kolekcja przeżyła prawdziwą rewolucję. Można powiedzieć, że mało co zostało z tego co było w niej kiedy ostatnio regularnie pisałam. Dlatego też pomyślałam, że pokażę Wam trochę moich kosmetycznych odkryć, ulubieńców, ale także bubli a może raczej "meh-ów", które towarzyszyły mi w ostatnich miesiącach - zrobimy taki mały update. Ciekawa jestem czy znacie kosmetyki (i nie tylko!), które Wam tu przedstawię i czy macie podobne zdanie co do nich :).


Ciężko będzie mi tu przyjąć jakąś konkretną kolejność, tym bardziej, że na zdjęciach postawiłam na artystyczny misz-masz, więc zaczniemy po prostu od ulubieńców i nowości, które odkryłam w ostatnim czasie, a zakończymy na kosmetykach, które niekoniecznie przypadły mi do gustu.

ULUBIEŃCY I ODKRYCIA

Perfumy Juicy Couture - Viva La Juicy Noir EDP - ten piękny różowy flakon z czarną kokardą to właśnie perfumy, zakupione pod wpływem impulsu w perfumerii stacjonarnej Notino, za całkiem przyzwoite pieniądze, bo około 180zł za 100ml (aktualnie jest promocja 100ml za 139zł). Impuls tym razem spisał się fenomenalnie, bo przepadam za tym zapachem - jest słodki, ale kobiecy, a nie "nastolatkowy" i moim zdaniem dość oryginalny - zdecydowanie ma w sobie coś ciekawego. Nutami głowy są dzikie jagody i mandarynka, nutami serca są gardenia, wiciokrzew i jaśmin, nutami bazy są bursztyn, karmel, wanilia i drzewo sandałowe. Aktualnie wypsikałam już cały flakon i kupiłam nowy egzemplarz od Juicy Couture - tym razem postawiłam na Viva La Juicy Gold Couture, czyli kompozycję z tej samej rodziny, ale różniącą się od poprzedniczki kilkoma nutami. Po zastanowieniu chyba wolałam wersję Noir i na pewno do niej jeszcze wrócę.

Huda Beauty - Resting Boss Face - Spray utrwalający makijaż - kosmetyk, który podzielił świat urody i makijażu. Jedni kochają, inni nienawidzą - ja kocham! Po pierwsze - zapach - niektórym bardzo przeszkadza, bo jest naprawdę intensywny, mnie z kolei przypadł do gustu do tego stopnia, że mogłabym mieć takie perfumy <3. Trzeba używać go z umiarem, ponieważ w nadmiarze może zrobić na twarzy skorupę. Jego zasada działania została oparta na podobieństwie do... lakieru do włosów, którym swoje makijaże utrwalały niegdyś Drag Queens. I trzeba mu przyznać - umiejętnie zaaplikowany robi na twarzy mur-beton - makijaż po prostu nie ruszy się na milimetr. U mnie ten produkt spisuje się fenomenalnie na wszelkie większe wyjścia i już żadnego innego nie potrzebuję! Jedynym minusem jest fakt, że nie jest to typowy ciągły spray - choć tak wygląda - niestety trzeba z niego wydobywać pojedyncze psiknięcia, ale nie jest to dla mnie duża wada. Jest dostępny w Sephorze w cenie 135zł za 100ml.


Świece Bath & Body Works - odkąd w Krakowie otworzył swoje podwoje sklep Bath & Body Works jestem jego stałą bywalczynią, a centrum mojego zainteresowania stanowią ich świece. Uwielbiam kompozycje zapachowe, które tam znajduję, a także bardzo estetyczny design słojów (czasami ten sam zapach występuje w różnych słojach, żebyśmy mogli dopasować je do wystroju wnętrza - super rozwiązanie!). Świece w cenie regularnej nie są tanie, bo kosztują 119zł, ale BBW ma bardzo często ciekawe promocje typu 2+2 gratis i wtedy można dostać świece właściwie za połowę ceny. Moje ulubione zapachy na sezon jesienno-zimowy pokażę Wam już wkrótce, natomiast na zdjęciu pojawił się jeden z ulubieńców, czyli Cactus Blossom.

Mini-wiatraczek/wentylator ręczny Baseus - to dość ciekawe odkrycie, które podpatrzyłam u Nikkie Tutorials i Jaclyn Hill. Wiem, że dla wielu będzie to przerost formy nad treścią i zbędny gadżet, jednak odkąd go mam, używam codziennie! Urządzonko okazuje się niezwykle pomocne przy wykonywaniu makijażu zarówno na sobie jak i na innych, bo pomaga szybko wysuszyć buzię po aplikacji mgiełki czy utrwalacza makijażu. Dodatkowo świetnie spisuje się na plaży czy nad basenem w gorący letni dzień, bo całkiem skutecznie chłodzi :D. Chłodzenie przydaje się też gdy malujemy się w upalny dzień i buzia zaczyna się pocić. Wiatraczek ma 3 stopnie prędkości, jest ładowany przez zwykłe mikro-USB, a przy tym jest moim zdaniem uroczy. Kosztował 69zł i kupiłam go na allegro - o tu!


Paleta Too Faced - Sweet Peach - jest dla mnie pamiątką z tegorocznych wakacji na Rodos, bo właśnie w tamtejszej Sephorze ją zakupiłam. Ma piękne zestawienie kolorystyczne - brzoskwinie, brązy i śliwki to bardzo moje kolory, jakość cieni jest bardzo dobra, a w dodatku pachną one brzoskwiniowo, co jeszcze bardziej umila korzystanie z tej palety. Dostępna jest w Sephorze w cenie 235zł.

Benefit - Dream Screen - filtr UV do twarzy - produkt, który towarzyszył mi na wspomnianych wakacjach na Rodos. Zapewnia ochronę o wysokości SPF 45, PAA +++. Jest to produkt beztłuszczowy i spisywał się dobrze nawet pod makijażem. Dzięki niemu mogłam zabezpieczyć skutecznie swoją skórę przed naprawdę intensywnym słońcem, które na greckiej wyspie towarzyszyło nam nieprzerwanie. Bardzo ten filtr polubiłam, ale widzę, że aktualnie Sephora nie ma go w swojej ofercie. Z kolei na stronie producenta jest informacja o cenie 139zł (ja kupiłam go chyba za połowę tego w jakiejś promocji).


Clinique - Moisture Surge Eye - żelowy koncentrat nawilżający pod oczy - tegoroczna premiera od Clinique, którą postanowiłam wypróbować i całkiem nieźle mi się sprawdziła, jednak używam go tylko na noc. Dzięki temu rano okolica pod oczami wygląda na wypoczętą i nawilżoną. Unikam stosowania go pod korektor/podkład, ponieważ skóra po nałożeniu tego kosmetyku jest nieco lepka i korektor niezbyt dobrze się na nim rozprowadza. W higienicznym opakowaniu typu airless z pompką znajduje się 15ml produktu - początkowo miałam wrażenie, że bardzo szybko go ubywa, jednak minęły 3 miesiące a mnie zostało jeszcze około 1/4 opakowania, więc chyba nie jest tak źle. Cena w Sephorze to 135zł.


Farsali - Skintune Blur - pielęgnacyjny primer wygładzający - o ile olejek Rose Gold Elixir z marki Farsali spisał się u mnie średnio (bo właściwie nie widziałam efektów działania), to Skintune Blur faktycznie robi robotę. Jest to rodzaj wygładzającego primera - zmniejsza widoczność porów i sprawia, że makijaż wydaje się bardziej ujednolicony. Nie jest to może fotoszop na miarę Benefit - Porefessional, ale dla mnie aktualnie efekt jest w zupełności wystarczający. Jedyne co mi w nim trochę przeszkadza to intensywny ogórkowy zapach, za którym nie przepadam. Skusiłam się na miniaturowe opakowanie 10ml, które kosztuje 79zł, natomiast produkt pełnowymiarowy - 30ml występuje w Sephorze w cenie 219zł.


Guerlain - Meteorites Perles - rozświetlający puder w kulkachto już dinozaur w mojej kosmetyczce! Właściwie chyba jedyna rzecz, która była w niej zanim porzuciłam pisanie. No i po dobrych kilku (a może nawet i 10ciu!) latach używania tego samego egzemplarza, skusiłam się w końcu na nową sztukę w odcieniu 3 Medium. Uwielbiam efekt rozświetlenia, który daje, a jego przepiękny fiołkowy zapach jest moim małym uzależnieniem. Używam go jako pudru wykańczającego, upiększającego, omiatam nim buzię na koniec makijażu. Nie stosuję go jedynie w strefie T, bo tam świecenia mam dość :D. Jego cena to 269zł w Sephorze, a wystarcza na wieki wieków :D.


BUBLE & ZWYKLAKI

Too Faced - Damn Girl - tusz do rzęs - kolejna tegoroczna nowość, tym razem jednak... meh. Myślałam, że będzie jeszcze lepszą wersją tuszu Better Than Sex, ale się przeliczyłam i wróciłam z podkulonym ogonem do poprzednika. Tusz ma bardzo dużą szczotę, która akurat bardzo by mi się podobała gdyby nie fakt, że oblepia się tuszem i mocno deformuje przy wyjmowaniu z opakowania. Tusz nie daje spektakularnego efektu i musiałam podbijać go z użyciem Better Than Sex i They're Real z Benefitu, więc bez żalu się z nim rozstaję po 3 miesiącach używania. Kosztuje 122zł w Sephorze, ale ja niestety Wam go nie polecam.


Peeling kawowy - Body Boom - Original - powiem tak... sam peeling jest spoko, pięknie pachnie kawą i w ogóle... Tylko, że właściwie dokładnie tym jest. Zwykłą kawą. Właściwie nie widzę jakichkolwiek innych efektów, jakie obserwuję po zastosowaniu czystej kawy. Rzekomo w peelingu Body Boom są jeszcze jakieś olejki - no zupełnie tego nie odczuwam - skóra nie jest w żaden sposób lepiej nawilżona czy natłuszczona. Co gorsza za 200g cena to aż 50-60zł (a czasem i więcej). Dałam się głupio złapać, producentom hajs się na pewno dobrze zgadza, ale ja już więcej tego produktu nie kupię. Zdecydowanie wolę peeling Nacomi Refreshing Iced Coffee, który za 200g kosztuje około 25zł, ale od razu widać, że zawiera oprócz kawy i cukru zawiera także składniki pielęgnacyjne jak olej macadamia. 

LUSH - Bubblegum Lip Scrub - cukrowy peeling do ust - w zasadzie nie jest to bubel, tylko nietrafiony zapach. Niestety na fali zakupowego szału na brytyjskiej stronie LUSH dodałam go do koszyka, bo ten który chciałam (Cookie Dough) był już wyprzedany. Zapach tego peelingu jest naprawdę słodki. Bardzo, bardzo słodki. No guma balonowa w czystej postaci. Zużyję go oczywiście, bo dobrze sobie radzi ze złuszczaniem ust - cukier w nim jest dość drobno zmielony, więc nie rani warg i nie zostawia fruwających skórek, ale to nie moja zapachowa bajka. Cena tego produktu na stronie LUSH to £6,5 (czyli około 30zł).


No i jak? Coś wpadło Wam w oko? A może od jakiegoś zakupu Was odwiodłam? Dajcie znać w komentarzach :).

Wpadajcie na mojego Instagrama - właśnie wjechał makijaż z niebieską paletą Huda Beauty - niebieski nie jest kolorem, po który często sięgam w makijażu, więc ciekawa jestem Waszej opinii jak mi poszło :).



15 komentarzy:

  1. Bardzo lubię meteoryty, ale nie wszystkie wersje mi podeszły, szczególnie limitowane.
    Do dziś mam Beige Chic :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ten mój egzemplarz jest z tej stałej kolekcji, limitki żadnej nie miałam :).

      Usuń
  2. Żel Clinique już wiemy, że obie lubimy, paletkę brzoskwinkę też uwielbiam mniam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Używanie jej już ze względu na sam zapach jest bardzo przyjemne :D.

      Usuń
  3. Fajnie, że wracasz ma bloga ��
    Bardzo mnie kusi marka Too Faced, mam ochotę na podklad i paletki ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbuję, próbuję, ale na razie od tygodnia mamy małego kotka i przysłonił mi cały świat :D.

      Usuń
  4. Mnie tez kusi paleta brzoskwiniowa Too Faced. Swietny blog, pisz czesciej! I wieeeecej makijazy proszę:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, właśnie szykuję wpis makijażowy :D.

      Usuń
  5. Wiekszosc z Twoich pozytywnych kosmetykow znam i rowniez sie dobrze sprawdzaly, co do peelingu kawowego mam dokladnie takie samo zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię bardzo koncentrat w żelu Clinique:).

    OdpowiedzUsuń
  7. Paleta Too Faced - Sweet Peach jest cudowna, mam i polecam. Cienie bardzo długo się utrzymują.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Zapraszam ponownie! :)