niedziela, 12 lipca 2015

Marie Kondo - Magia sprzątania - moja rewolucja w garderobie i zakupach

Kilka miesięcy temu przeczytałam w Elle o nowym "minimalistycznym" trendzie w organizacji swojej garderoby, który zainspirował mnie do przeczesania szafy i pozbycia się ciuchów, których nie chciałam już nosić. Mimo wszystko jej zawartość nadal pozostawiała wiele do życzenia i nadal nosiłam na zmianę tylko kilka swoich ulubionych rzeczy. Do prawdziwej rewolucji doprowadziło dopiero przeczytanie książki Marie Kondo - Magia sprzątania. Dzisiaj więc odchodzimy na chwilę od tematów kosmetycznych, bo chcę opowiedzieć Wam jak zmieniło się moje podejście do garderoby i zakupów po jej przeczytaniu. Zapraszam!



O istnieniu książki dowiedziałam się przypadkiem - wpadłam na jej recenzję na jakimś blogu - żałuję, że nie pamiętam jakim, bo podrzuciłabym Wam link. Zdecydowałam się na jej wersję elektroniczną, gdyż większość książek czytam teraz na Kindle Paperwhite (chętnie coś więcej o nim napiszę jeżeli chcecie :)). W wersji papierowej książka prezentuje się jak na zdjęciu poniżej.

Muszę powiedzieć, że połknęłam tą lekturę w kilka godzin (nie jest to grube tomiszcze, ale chciałam dokładnie zapamiętać rady autorki). Nie będę Wam tu referować zawartości publikacji, jednak przytoczę jedną podstawową myśl, którą kieruje się autorka, a mianowicie przy sprzątaniu i segregowaniu swoich rzeczy często "szkoda" jest czegoś wyrzucić - bo może się przyda itp. Marie Kondo kieruje się przede wszystkim podstawowym pytaniem:
"Czy ta rzecz przynosi Ci radość?"
Chodzi o związek emocjonalny z posiadanym przedmiotem. Marie idzie nawet o krok dalej i pisze, że rzeczy których nie lubimy "odczuwają" naszą niechęć i jeżeli trudno nam się mimo wszystko z czymś rozstać powinniśmy "pozwolić mu odejść" i "podziękować" za to że dana rzecz służyła nam w życiu, ale teraz przyszedł na nią czas. Wiem - brzmi to trochę niedorzecznie, ale... działa! Udało mi się nawet pozbyć szarej bluzy z kapturem, którą miałam chyba z 8 lat, ale naprawdę nie nadawała się już do dalszego użytku. Pożegnałam się z nią, przytuliłam jak dobrą przyjaciółkę i rozstałyśmy się.


Kolejnym etapem rewolucji w mojej szafie było przyjrzenie się temu co w niej pozostało. Wiele rzeczy, które nadal miałam w szafie było jeszcze w całkiem dobrym stanie, niektóre zaledwie 1-2 razy założone, ale... już nie w moim stylu. Czasami wydaje nam się, że kupujemy coś co nam się podoba i na pewno będziemy w tym chodzić, a potem okazuje się, że zakładamy to raz lub dwa i później wręcz zapominamy o istnieniu danej rzeczy, albo jakoś tak przestaje nam się podobać. Ileż to razy tak miałam... Te rzeczy trafiły do nowych domów i z pewnością jest im tam lepiej niż u mnie :).


Okazało się, że rzeczy, które pozostały na dobre to przede wszystkim bardzo podstawowe ubrania (tzw. "basic") w kilku kolorach - białym, szarym, beżowym, błękitnym, granatowym i czarnym. Te rzeczy "wygrały" w starciu z całą furą innych, więc uznałam, że najwyraźniej w tych kolorach czuję się najlepiej. Tutaj poczyniłam zatem postanowienie dotyczące przyszłych zakupów - kupować głównie rzeczy właśnie w tych kolorach, bo wróży to ich przydatność. Dodatkowo ograniczenie kolorystyczne pozwoli na łatwiejsze dopasowywanie części garderoby do siebie. 


Kiedy uświadomiłam Mamę o moim postanowieniu, stwierdziła, że kolory które wybrałam są nudne. Czy dało mi to do myślenia? Owszem! Ale wiecie do jakiego wniosku doszłam? Mam wystarczająco kolorową osobowość, by pozwolić sobie nawet na najnudniejsze ubrania, bo to nie one definiują mnie! One służą mi, abym dobrze się w nich czuła! Do tego właśnie dążę!


Po rewolucji w mojej szafie zostały:
- białe, szare i czarne t-shirty i tanktopy
- jeansowe koszule
- koszule flanelowe - tutaj pozwalam sobie na kolory
- bluzki w paski - mój ulubiony wzór od kilku lat
- swetry - przede wszystkim takie dziergane - beżowe, szare, granatowe
- jeansy - właściwie jedyne spodnie jakie noszę :D
- bluzki "na wyjścia" - głównie czarne, ale jest kilka wyjątków w pastelowych kolorach
- sukienki - czarne, granatowe, kremowe, jedna czerwona oraz maxi dress w kwiaty, którą uwielbiam
- golfy - czarne, szare i beżowe
Pewnie kilka rzeczy mi umknęło, ale tak mniej więcej w tej chwili wygląda moja szafa i... jestem szczęśliwa. Myślę, że z czasem jeszcze kilka rzeczy z niej zniknie, ale muszę się z tą myślą oswoić ;).


Jako że właśnie trwa sezon wyprzedażowy w sklepach odzieżowych, jak chyba każda kobieta postanowiłam skorzystać z tej okazji odświeżenia garderoby kilkoma nowymi fatałaszkami. Wyobraźcie sobie, że po przeczytaniu tej książki i zrewolucjonizowaniu mojej szafy moje podejście do zakupów naprawdę uległo zmianie. Wchodząc do sklepu nie miałam już tak wielkiej ochoty na kupowanie tego co po prostu wpadnie mi w ręce. Moje oczy automatycznie biegły do znajomych i lubianych fasonów, wzorów i faktur. Co z tego, że ta bluzka w paski będzie już moją czwartą czy piątą, skoro właśnie w tym wzorze czuję się dobrze? Czy to problem, że mam już 4 białe tanktopy, skoro pasują do wszystkiego i zawsze chętnie je zakładam gdy nie mam pomysłu na bardziej wyszukaną stylizację? Pierwszy sezon wyprzedażowy po mojej "rewolucji odzieżowej" uświadomił mi, że nie ma nic złego w kupowaniu ubrań podobnych do tych, które mam już w swojej szafie, skoro właśnie takie ubrania najbardziej mi odpowiadają.

Jeżeli i Was dotyczy problem pt. "nie mam się w co ubrać" podczas gdy z szafy ubrania wręcz się wysypują to polecam Wam książkę Marie Kondo. Być może pomoże Wam tak jak mnie - ograniczyć ilość i postawić na rzeczy, które faktycznie, autentycznie i szczerze lubię nosić.

19 komentarzy:

  1. Kolory rzeczywiście same smutne Ci zostały, ale myślę, że dodatki mogą sporo zmienić w stylizacji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam mnóstwo różnych ubrań, ale generalnie też staram się kupować tylko to w czym naprawde dobrze się czuję i nie będzie na raz. Co nie znaczy, że już w szafie nie mam takich ubrań ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ładnie poukładane i dobrze rostawone

    OdpowiedzUsuń
  4. to już wiem co przeczytam w nastepnej kolejnosci :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja chyba bym nie umiał czytać takich ksiazek ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Kusiła mnie ta książka;) nie pod względem szafy, ale tak ogólnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oooo mnie by sie to przydalo, ilez to mam rzeczy ktore kupilam, a leza :(((

    OdpowiedzUsuń
  8. Też mam z tysiąc bluzek w paski ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mam z tysiąc bluzek w paski ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Też mam z tysiąc bluzek w paski ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam mnóstwo ubrań zbliżonych do siebie i nie uważam, że to coś złego, skoro właśnie w takiej kolorystyce czuję się najlepiej:) To my mamy czuć się dobrze w T-shircie, a nie nasze otoczenie;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Musze przyznac ,że Twoja szafa bardzo przypominą tą moją :) czerń, szarości, granaty i biele ;) pierdyliardy koszul w krate i t-shirtów z paski :) ogólnei cały czas zmierzam do minimalizmu, ale w chwili kiedy ma sie 30 czarnych koszulek i 20 białych w tym samym fasonie to cieżko mówić o ograniczeniach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie ten minimalizm objawia się w zredukowaniu szafy do ubrań które naprawdę lubię i chętnie zakładam i każdą z tych rzeczy założyłabym na odpowiednią dla niej okazję - jeżeli są to rzeczy sportowe to nie wstydziłabym się wyjść w nich na siłownię, w której pracuje przystojny trener ^^, jeżeli bardziej eleganckie, to chętnie założyłabym każdą na randkę (może właśnie z tymże trenerem :D) itp. itd.. A to że ilościowo będę miała kilkanaście bardzo podobnych, ale nadal bardzo lubianych - czemu nie - mogę rzadziej robić pranie, a nadal mieć w czym chodzić :D.

      Usuń
  13. Ja nie wiem czy byłaby w stanie zrobić prawdziwy porządek ze swoimi rzeczami - czy to w szafie, czy w pokoju ogólnie. Jestem totalną bałaganiarą i nienawidzę wręcz sprzątać... Ale może taki poradnik dałby sobie ze mną radę :D.

    OdpowiedzUsuń
  14. Muszę sprawić sobie tą książkę ponieważ jestem ogromną gadżeciarą i mam wszystkiego za dużo ;x

    OdpowiedzUsuń
  15. Jasne, że nie ma nic złego w kupowaniu rzeczy podobnych do tych, które mamy. Pytanie brzmi raczej -skoro masz już trzy czy cztery bluzki w paski, to po co Ci czwarta czy piąta? Trzeba koniecznie coś kupić, bo jest wyprzedaż? Oczywiście możesz kupić ich nawet dziesięć, rzecz w tym, że to ma niewiele wspólnego z minimalizmem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie kupuję generalnie ciuchów poza sezonem wyprzedażowym, więc podczas wyprzedaży pozwalam sobie na kilka nowych ciuchów, dla własnej przyjemności. Do minimalizmu ilościowego nie dążę - lubię mieć pewną ilość rzeczy zawsze "na stanie", choć wiem że zdarzają się "minimalistyczni ekstremiści", którzy mają np. 30 czy 50 rzeczy w szafie i są w takim stanie szczęśliwi - ja bym nie była, bo wiązałoby się to z niemalże codzienną koniecznością prania i prasowania, bo w przeciwnym przypadku nie miałabym w czym chodzić :D. Minimalizm został użyty na początku postu bardziej jako motor inspiracji do ogarnięcia swojej szafy ;).

      Usuń
  16. Ksiązka całkiem spoko, sporo fajnych i praktycznych porad. Ale o co autorce chodziło z tym relaksem dla skarpek - nie kumam...

    OdpowiedzUsuń
  17. Mojej szafie przydałaby się taka rewolucja :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Zapraszam ponownie! :)