wtorek, 14 grudnia 2010

Lush Sugar Babe Scrub

Nareszcie przyszła pora na produkt Lusha, który podbił moje serce, kocham, uwielbiam i nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez niego! A chodzi o cukrowy scrub do ciała


Lush - Sugar Babe Scrub

Ten oto właśnie kosmetyk chyba już na zawsze zamieszka w mojej łazience (a tak ściślej to nie w łazience, tylko w szafce, bo wilgotne powietrze łazienki raczej nie służy tego typu kosmetykom).

Co mnie w nim tak urzekło? Przede wszystkim zapach! Kiedy odebrałam moją Lushową paczuchę, cała pachniała właśnie nim. Intensywny zapach mimozy i ylang ylang zmieszany z delikatnym aromatem cukrowej słodyczy - no rozkosz i kropka! Głównym źródłem powalającego zapachu jest wnętrze tej białej półkuli, które jest różowe i nieco wilgotnawe, a otacza je właśnie bielutki cukier, który jest sprawcą właściwości peelingujących kosmetyku.

Pozwolę sobie przytoczyć tu opis ze strony w tłumaczeniu własnym: "Kremowy scrub cukrowy. 'Sugar Babe' to delikatniejsza alternatywa dla intensywnego 'Sugar Scrub'. Jest to mieszanina wodorowęglanu sodu (proszek do pieczenia) i tartarusu (wodorowinianu potasu) co sprawia, że receptura brzmi bardziej jak przepis na ciasto niż na kosmetyk, oraz oleju kokosowego.
Olej kokosowy: aplikowany zewnętrznie, pomaga redukować objawy związane z łuszczycą i egzemą, ponieważ przywraca skórze naturalną równowagę. Absolut wosku pszczelego: dzięki swoim łagodzącym, ochronnym i antyseptycznym właściwościom nadal jest z powodzeniem stosowany w medycynie. Lush używa rocznie około 4kg absolutu, którego koszt to 1,200GBP za kilogram.
'Sugar Babe' jest obdarzony ponadto zapachem kwiatów ylang - ylang i mimozy co nadaje mu słodki i zmysłowy zapach.
Produkt wegetariański."

Co do zastosowania i wydajności - ja swoją słodką półkulę dzielę na kawałeczki, ponieważ z opisów na innych blogach i forach wynika, że przy użyciu całej kuli - a) szybciej się ona zużywa, b) w kontakcie z wodą część cukru ulega wypłukaniu, a reszta najzwyczajniej w świecie twardnieje co utrudnia użytkowanie następnym razem, ponieważ twarda powierzchnia "rysuje" skórę. Polecam w każdym razie moją metodę dzielenia sobie Sugar Babe na kawałeczki, najlepiej nożem, bo kula jest twarda. Owszem trochę się kruszy przy dzieleniu, ale nic się nie marnuje :). Jestem w stanie podzielić całość na jakieś 10-12 kawałków - każdy taki kawałek wystarcza mi na peeling całego ciała z naciskiem na łydki (na których często skórę mam suchą jak pieprz, z tendencją do schodzenia), kolana, uda, pupę, przedramiona, łokcie i ramiona (na których mam nieszczęście posiadać dziedziczne w mojej rodzinie nadmierne rogowacenie mieszków włosowych). Później i tak poprawiam Aqua Mirabilis, więc co się odwlecze to nie uciecze ;). Uważam, że pod względem wydajności, Sugar Babe jest absolutnie wart swojej niewygórowanej, jak na Lusha, ceny. Jeszcze wymiary - średnica ok 7cm, wysokość w najwyższym miejscu - prawie 4cm, waży 100g.

A teraz do rzeczy, czyli do listy składników! Na pierwszym miejscu oczywiście cukier i to nie byle jaki, bo cukier z tak zwanego sprawiedliwego handlu (Fairtrade), czyli takiego, który - idąc za ciocią wikipedią, "ma na celu pomoc w rozwoju dla drobnych wytwórców (rolników, rzemieślników) Trzeciego Świata, posługując się metodami wypracowanymi przez biznes, tworząc niezależny system handlowy o zasięgu globalnym. Jest to zarazem jeden z nurtów ekonomii społecznej, której naczelną zasadą jest uznanie, iż człowiek jest ważniejszy od zysku.". Zasady, którymi kieruje się ruch Fairtrade to "Szacunek i troska dla ludzi i środowiska, stawianie ludzi przed zyskiem, tworzenie producentom środków i możliwości w celu poprawy ich warunków życia i pracy, rozwój obustronnie korzystnych relacji pomiędzy sprzedawcami i nabywcami, płacenie przez kupujących ceny, która zapewnia producentom sprawiedliwe wynagrodzenie za ich pracę i akceptowalny zwrot kosztów dla organizacji marketingowej, wzrost świadomości na temat sytuacji kobiet i mężczyzn jako producentów i handlowców, promocja równych szans dla kobiet, ochrona praw kobiet, dzieci i ludności tubylczej. Lush jest właśnie jedną z firm wspierających tą ideę, którą uważam za supersłuszną! Ale co z tym cukrem? Cukier dokładnie oczyszcza skórę, usuwa martwe komórki nie wywołuje podrażnień, ani uczuleń. Rozpuszcza się w trakcie wykonywania peelingu, który pobudza krążenie krwi, dotlenia skórę. Ponadto cukier ma w tej postaci również właściwości nawilżające.

Kolejna na liście znalazł się wodorowęglan sodu czyli soda oczyszczona, taka jak w proszku do pieczenia :), ma ona właściwości oczyszczające, jest regulatorem pH, środkiem zmiękczającym wodę.

Następny na liście znajdziemy olej kokosowy extra virgin posiada właściwości nawilżające, wspomaga gojenie się ran, hamuje pojawianie sie plam na skórze, działa łagodząco przy chorobach skóry (egzemy), spowalnia starzenie i opóźnia powstawanie zmarszczek, nawilża i wygładza skórę. 

Tartarus czyli wodorowinian potasu to kolejne co znajdziemy na liście składników Sugar Babe, brzmi tajemniczo? Jest to substancja, która powstaje w winie - tzw. kamień winny, jest także składnikiem proszku do pieczenia, regulatorem pH. W naszym produkcie przydatny - ponieważ zapobiega krystalizowaniu się cukru - z tej samej przyczyny jest często dodawany do lukrów do ciast.

Oj i znalazł się też nieszczęsny laurylosiarczan sodu czyli SLS, o którym pisałam w poprzednim poście, użyty prawdopodobnie nie w celu spieniania - bo Sugar Babe nie pieni się wcale, a jako "ułatwiacz" zwilżania i środek obniżający twardość wody i ułatwiający rozpuszczanie brudu :D. 

Kolejny na liście mamy absolut mimozy, który to odpowiada za oszałamiający zapach kosmetyku.

Następny w kolejności jest absolut wosku pszczelego czyli esencja zapachu i właściwości tego bardzo użytecznego produktu pszczół. Ma on właściwości łagodzące, ochronne i antyseptyczne i jest znany medycynie od wieków.

Mmm... kolejna przyczyna pięknego zapachu olejek ylang ylang po naszemu trochę mniej egzotycznie - jagodlin wonny, którego kwiaty mają bardzo intensywny zapach, wyczuwalny w Sugar Babe i dopełniający harmonijnie pozostałe nuty zapachowe.

Pojawia się też nielubiany przez nas składnik dietanoloamid (Cocamide DEA), emulgator i środek powierzchniowo czynny, któremu postawić można te same zarzuty co SLS, również może podrażniać osoby wybitnie wrażliwe.

Następna na liście jest laurylobetaina, detergent, ale uwaga - amfoteryczny - nie jonowy, jak w przypadku SLS, jest to środek zmiękczający wodę i obniżający napięcie powierzchniowe - ułatwiający mycie, ale bez właściwości drażniących - jest stosowany często (ale nie wystarczająco często.. ;)) zamiennie z SLSami, szczególnie w kosmetykach dla dzieci i dla skóry wrażliwej. Do jej właściwości należy także łagodzenie drażniącego działania SLS i Cocamide DEA.

Cóż tu tak obco brzmi? Kumaryna, czyli substancja nadająca zapach... świeżego siana :D Substancja naturalna, obecna w wielu roślinach, np. w turówce wonnej czyli składniku... Żubrówki :D

Kolejny obco i groźnie brzmiący składnik to salicylan benzylu, nie ma się jednak czego obawiać, ponieważ jest to naturalny ester, występujący w pączkach i żywicy topoli, tutaj jest składnikiem kompozycji zapachowej, do której Lush dopisuje znów swoje tajemnicze Perfume.

Stawkę składników zamyka czerwony barwnik, który w odpowiednim stężeniu barwi środek na różowo :)

Jak zawsze - skład w oryginale od Lusha:
Skład: Fairtrade Sugar, Sodium Bicarbonate, Extra Virgin Coconut Oil (Cocos Nucifera), Cream of Tartar (Tartaric Acid), Sodium Laureth Sulfate, Mimosa Absolute (Acacia Decurrens), Beeswax Absolute (Apis Mellifera), Ylang Ylang Oil (Cananga Odorata), Cocamide DEA, Lauryl Betaine, *Coumarin, Benzyl Salicylate, Perfume, Colour 73360.

I zdjęcia mojego egzemplarza:






1 komentarz:

Dziękuję za komentarz! Zapraszam ponownie! :)